Wasze ulubione teksty 2021 roku
Bezmyślność opozycji, Bezos w kosmosie i Polska jako zamek nekromanty. Oto wasze ulubione teksty minionego roku.
Drogie czytelniczki i drodzy czytelnicy, dziękuję za kolejny rok razem 🍾! Żegnamy się z 2021 rokiem, ale – życząc wszystkiego dobrego! – mam nadzieję, że teksty, które tu przeczytaliście, zostaną z wami na dłużej. Jak te poniżej, które z jakiegoś powodu szczególnie mocno przypadły wam do gustu w minionym roku. To subiektywna i przygotowana według autorskiej i spontanicznej metodologii lista najpopularniejszych materiałów, jakie ukazały się na tej platformie w 2021 roku.
Jeśli będziecie chcieli, do któregoś z nich wrócić – czekając w długiej kolejce po swojego sylwestrowego drinka albo na taksówkę – będzie mi niezwykle miło. A jeśli przekona was to, by zostać ze mną i tą platformą także na kolejny rok – tym lepiej.
Do usłyszenia w 2022! ✨
Dlaczego PiS może rządzić jeszcze kolejną dekadę? Co by było gdyby największa gazeta w Polsce była poważna i zajmowała się czymś innym niż tworzeniem coraz bardziej absurdalnych przypisów do kolejnych odcinków wojny kulturowej? Niestety, nie wiemy – i od przynajmniej pięciu lat musimy sobie tylko odpowiedź na tak postawione pytanie wyobrażać. Pierwszy tekst 2021 i od razu jeden z waszych ulubionych w tym roku.
Przyszłość polskiej polityki leży na prowincji. Polska – kraj rzekomo podzielony na równe części liniami dawnych zaborów i pęknięty na pół gdzieś na linii 19 południka – w rzeczywistości przypomina bardziej archipelag miast, które zamożnością, poglądami politycznymi, dostępem do infrastruktury i usług coraz bardziej odcinają się od morza miasteczek i wsi. Czy w wyborach polska małych miast i miasteczek okaże się ważniejsza niż wielkie metropolie oraz historyczne podziały – moim zdaniem tak i przekonuję o tym w powyższym tekście.
Co bym mówił, gdybym został populistą? – próbuję pokazać właśnie w tym tekście, napisanym w konwencji fikcyjnego przemówienia. Drodzy państwo! Polacy, Europejczycy i Europejki, wszyscy wkurzeni, ludzie! Słuchajcie! – dodaję tu celowo wiecową emfazę, by lepiej sobie to wyobrazić. Idą czasy powszechnej drożyzny, inflacji, kulejących usług publicznych. Czasy zaganiania obywateli do domów, byleby im apetyty nie rosły. By nie domagali się od państw i od rynku, że zapewni im dobrą opiekę zdrowotną i dobrą pracę, dobry urlop i dobrą szkołę… – pisałem w wakacje i był to jeden z najpopularniejszych tekstów tego roku.
Zamek nekromanty. Zgoda i obojętność na śmierć osiągnęła w Polsce przerażający poziom. 25-latek zostaje zakatowany na Izbie Wytrzeźwień. Trzy tysiące osób ginie rocznie na drogach. Tylko na Dolnym Śląsku trzy interwencje policji latem 2021 roku kończą się śmiercią młodych mężczyzn. Kobieta umiera w szpitalu, bo lekarze nie mogą lub nie chcą ratować jej życia. Rodzina zamarza na śmierć w Puszczy Białowieskiej. Kobieta umiera z przepracowania w magazynie. Właścicielka firmy wyrzuca z samochodu chorego pracownika do lasu na śmierć. Tysiące pacjentów dobija rokrocznie toksyczny smog. Prześladowany przez rówieśników chłopiec wiesza się w domu. Kierowca autobusu rozjeżdża dziewczynę podczas ulicznej awantury. 80 tysięcy osób umiera na COVID. Depopulacja w Polsce sięga niespotykanego od II wojny światowej poziomu. Nie mam jeszcze na to dobrego słowa, ale poziom tolerancji czy zgody na śmierć w Polsce osiągnął niespotykany poziom…. I o tym jest ten tekst.

Jak social media usmażyły nasze mózgi i dlaczego Joe Biden to hologram? Czyli krótka opowieść o moim zderzeniu i szybkiej porażce w starciu z ruchem antyszczepionkowym. Tekst zawiera lokowanie więcej niż jednej teorii spiskowej i odpowiedź na tytułowe pytanie: dlaczego prezydent USA jest hologramem?
To nie jest postęp. Gdy większość ludzkości męczyła się w świecie kolejnych lockdownów i fal wirusa, nie jeden a trzech miliarderów wystrzeliło swoje rakiety w kosmos. Gdyby ktoś chciał namalować obrazek skrajnego egoizmu, radykalnego i – dosłownie – kosmicznego oderwania miliarderów, nikt nie zrobił tego lepiej niż Bezos. Gdy nic na Ziemi nie łączy już ultrabogatych i zwykłych ludzi, gdy nie widzą że los planety, dobrobyt i postęp łączy wszystkich, mogą oni odciąć się od reszty świata kordonem i nie przejmować niczym. Albo dosłownie Ziemię opuścić. Reszta niech tu tkwi. Postęp dotyczy tu tylko skali pychy i eskapizmu – jak bardzo można uciec od swoich ziemskich zobowiązań? – pytałem latem tego roku.
Dlaczego platformy cyfrowe są jak dilerzy? Gdy miesiąc temu skasowałem swoje konto na Facebooku, otrzymałem niejedną wiadomość z gratulacjami odwagi. To miłe. Ale też – powiedzmy sobie uczciwie – dość niecodzienne. Czy gratulujemy człowiekowi, który heroicznie ogłosił, że nie będzie ubierał się w H&M, stanowczo nie zje już Burgera Drwala albo w geście wielkiej brawury odmówi kupna pary butów Nike? Jasne, że nie. Ale sam fakt, że odcięcie się od jednej platformy cyfrowej jesteśmy skłonni uznać za akt cywilnej odwagi albo obywatelskiego nieposłuszeństwa, świetnie pokazuje, czym tak naprawdę stały się korporacje w rodzaju Facebooka, Google i Amazona…. – przekonywałem w listopadzie.
BONUS: Wywiad z Mattem Taibbim
Nasz model biznesowy to nienawiść. Większość z nas pracuje w mediach, które są z definicji albo konserwatywne, albo mainstreamowe. To oznacza, że mówimy albo do wyborców prawicy, albo wykształconych mieszczuchów, którzy głosują na demokratów. Pracowałem w „Rolling Stone”, typowym magazynie liberalnej inteligencji. I dziś myślę, że moim zadaniem było przede wszystkim sprawić, by wyborcy demokratów poczuli się lepiej. Spora część tego dziennikarskiego formatu polega po prostu na publikowaniu rzeczy, które pokazują konserwatystów i prawicę jako durniów, pozwalają się z nich pośmiać, nakręcają „naszą stronę”. Nie robiliśmy tego oczywiście tak napastliwie, jak dziś robią to telewizje informacyjne, ale formuła była podobna. Chcesz mieć czytelników? To napisz coś, co pokaże im, że „tamci” są źli. Najlepszy sposób. W internecie tylko tak można sprawić, że newsy jeszcze zarabiają na siebie. Mamy więc dwie stojące naprzeciw siebie machiny do produkcji jadu, podziałów i podejrzliwości – mówił mi w rozmowie jeden z moich ulubionych dziennikarzy i przy okazji jedno z najbardziej znienawidzonych piór Ameryki. Teraz znajdziecie również rozszerzoną wersję rozmowy, która ukazała się oryginalnie na stronach „Dziennika Gazety Prawnej”.