To nie jest blog.

To nie jest blog.

Share this post

To nie jest blog.
To nie jest blog.
Jak 2022 rok zmienił świat?
Copy link
Facebook
Email
Notes
More

Jak 2022 rok zmienił świat?

Pięć słów kluczy i procesów, które pomagają wytłumaczyć, co tu właściwie zaszło.

Jakub Dymek's avatar
Jakub Dymek
Jan 05, 2023
∙ Paid
8

Share this post

To nie jest blog.
To nie jest blog.
Jak 2022 rok zmienił świat?
Copy link
Facebook
Email
Notes
More
1
Share

Można podejść do podsumowania roku tradycyjnie. Zdarzyło się to i to, zmarła niejedna znana osoba, wybuchł wulkan i wojna, kolejną nieszczęsną wysepkę nawiedziło tsunami, celebryci wciąż tańczą na Titanicu, wróciła Kanapka Drwala. W tym roku chciałbym zaproponować coś odmiennego – spróbować nie tyle przypomnieć sobie, a zrozumieć, co się wydarzyło. Zapytać, jakie tendencje i procesy – żeby nie użyć słowa trendy – ujawniły się w wydarzeniach minionego roku. I odpowiedzieć, choćby tylko powierzchownie, co je łączy.

Oto mój subiektywny wybór tych haseł roku 2022. To: polityka strachu, powrót Europy, militaryzm, koniec technooptymizmu (i mitu geniuszu miliarderów) oraz zwrot materialistyczny.


IoSonoUnaFotoCamera / Flickr.com

Polityka strachu

– Przyjdzie Trump/Kaczyński/Tusk/Putin i was zjeeeeeeeeeeeeeee! Dawno nie było już tak dobrej koninktury dla polityki strachu. Politykę strachu rozumiem całkiem dosłownie. To sposób prowadzenia kampanii wyborczych i debaty publicznej, który świadomie rezygnuje z odwoływania się do pozytywnych emocji i nadziei, do ambicji i oczekiwań – zamiast nich posługując się wyłącznie lękiem związanym z tą drugą stroną. Słowem: „Nie chodzi o to, co my możemy Wam dać – chodzi o to, co TAMCI Wam zabiorą”.

2022 rok dostarczył dowodów na skuteczność polityki strachu nie tylko w Polsce. W Stanach Zjednoczonych dowiodły jej wybory w połowie kadencji, które według wszelkich prognoz i kalkulacji analityków partia urzędującego prezydenta Bidena miała przegrać. Komentatorzy zwracali uwagę, że główny przekaz partii demokratycznej dotyczył przede wszystkim tego, jak straszny jest Trump i jakich horrorów należy się spodziewać po przejęciu władzy przez „partię zamachu stanu 6 stycznia” . Zamiast bronić swoich dokonań, rządzący straszyli tym, jak straszna jest opozycja. I co? Zadziałało! Demokraci powiększyli stan posiadania w Senacie (choć nie obronili Izby Reprezentantów) – przecząc całym dekadom statystycznych dowodów na to, że podobny rezultat jest wręcz MATEMATYCZNIE niemożliwy. (W USA politologia ma pewien odłam, który uważa się za idealną syntezę wróżbiarstwa i nauk ścisłych). Wyborcy demokratów – choć publicyści się z tego śmiali – postanowili wesprzeć partię, która głównie powtarzała im, jak bardzo jest bezbronna wobec kolejnych ataków prawicowych chuliganów i Trumpowskiej sekty.

W Polsce nie jest inaczej. Rządzący straszą tym, że opozycja 10 lat temu (!) przedłużyła ludziom wiek emerytalny i tym że dojście do władzy Tuska doprowadzi do równie szybkiego odebrania świadczeń. Opozycja straszy tym, że władza (który to już raz?) wyprowadzi nas z UE i najpewniej dołączy do Rosji (której agentem jest premier Morawiecki). Jedni i drudzy wolą już straszenie od programów pozytywnych – jedni i drudzy też świetnie się w tej symbiozie uzupełniają.

Polityka strachu oznacza jednak również coś szerszego: gdy boimy się wojny, inflacji, zbiednienia i utraty oszczędności – przyzwolenie na odbieranie wolności przez władzę się zwiększa, rośnie akceptacja dla postaw autorytarnych, społeczna pustka i egoizm. Łatwiej strachem zmusić nas do akceptacji większych uprawnień służb, wydatków na zbrojenia, pacyfikowania społecznego oporu i łamania praw człowieka (jak na granicy z Białorusią).

Powrót Europy

– Gdyby wierzyć pewnym przepowiedniom polskich znawców polityki międzynarodowej, to Europa powinna już albo umierać z zimna i strachu, albo pospołu z Putinem rozbierać Ukrainę, by kręcił się business as usual. Okazało się w rzeczywistości, że choć Europa nie jest może aż tak heroiczna i pryncypialna jak w przemówieniach Ursuli von der Leyen, to na pewno nie jest też tak słaba, jak w wizjach Jarosława Kaczyńskiego, TVP i „Gazety Polskiej”. Choć powszechnie w Polsce maluje się obraz naiwnego, pacyfistycznego i bezwładnego Zachodu – UE dużo większym niż USA kosztem podjęła gospodarczą wojnę z Rosją o niepodległość Ukrainy i własną niezależność i bezpieczeństwo energetyczne.

Bo choć nie pamiętamy o tym, to wysyłana Ukrainie przez Waszyngton pomoc wojskowa jest wyłącznie ułamkiem ceny, jaką za potrzymanie sankcji i natychmiastowy energetyczny rewers płaci Europa. I póki co nie brakuje jej do tego determinacji oraz nienajgorszych pomysłów. Jak wszystkie – i te pomysły sprawdzą się dopiero w konfrontacji z rzeczywistością, szczególnie jeśli nawiedzą nas surowe mrozy, a magazyny gazu pokażą dno. Ale Europa nie ugięła się wobec presji gospodarczej Moskwy, ani też Waszyngtonu – który z kolei chce, aby Europa płaciła za wojnę Putina po wielokroć, samemu zaś chroniąc swój rynek i gospodarkę przed skutkami kryzysów i zewnętrzną konkurencją.

W 2022 roku Europa wróciła do gry – i choć nie ma co wierzyć tryumfalistycznym zaklęciom, to nie ma też co rozpaczać. W momencie wielkiej presji UE zdążyła nie tylko zmobilizować największe środki na błyskawiczną transformację energetyczną, nie zrezygnowała z pakietów odbudowy i inwestycji w nowoczesną gospodarkę i przemysł, ale i – na miarę swoich możliwości – ogranicza jeszcze wszechwładze globalnych korporacji. To dużo więcej niż pusta dyplomatyczna skorupa na niemiecki neoliberalizm i amerykańskie czołgi.

Droga do Słowiańska, 2014 / Oleksandr Maksymenko

Militaryzm

– 2022 rok to czas, gdy nikt nie chce być pacyfistą. Gdy lewicowy filozof Slavoj Żiżek obwieszcza swoją angielszczyzną radzieckiego kosmonauty, że Pacifism is not the answer, a organizacje humanitarne są atakowane za to… że zajmują się działalnością humanitarną, zamiast dostarczaniem broni na front – to niechybny znak, że przekroczyliśmy jakiś horyzont. Inwazja Ukrainy obok wielkiej fali społecznej solidarności wobec ofiar tego konfliktu poskutkowała równie mocną reakcją alergiczną na ruch pokojowy, ideę neutralności pomocy humanitarnej, politykę niezaangażowania czy antyimperializm. Sojusze zmieniały się szybko: w Polsce kierowana przez dawnego członka PZPR lewica postanowiła z dnia na dzień przemalować się na najbardziej antyrosyjską siłę polityczną w historii IIIRP, zaś PO i „Gazeta Wyborcza” poddały się błyskawicznej terapii elektrowstrząsowej zmierzającej do wymazania z pamięci jakichkolwiek ciepłych słów o Angeli Merkel. Dziś Niemcy i Francję wypada wszak uznawać w Polsce za wyłącznie zachodnie ramię Moskwy – co do czego panuje zaskakująca ciągłość opinii od „Gazety Polskiej” po „Krytyką Polityczną”.

Nikt nie chciał – pod żadnym pozorem – być zwolennikiem appeasmentu. Ale to nie wyłącznie Polski trend: w USA partia demokratyczna, która jeszcze za czasów Baracka Obamy chciała resetu z Rosją i pokoju z Iranem, dziś obrała pozycje, jakie zawstydziłyby samego Henry’ego Kissingera. Jak na ironię – w roku 2022 nie brakowało zaskoczeń – teraz dla odmiany Henry Kissinger jest zwolennikiem umiarkowania, ostrożności i nieprowokowania Rosji.

Cenisz moje teksty? Zapisz się na pełną wersję subskrypcji, aby otrzymać dostęp do tego i wszystkich kolejnych materiałów w 2023 roku! ✨

„Pokój” stał się słowem tak niebezpiecznym, że nawet dawne układy i kompromisy, które pomogły uchronić świat przed wojną nuklearną (w czasie kubańskiego kryzysu rakietowego między Chruszczowem a Kennedy’m) albo zakończyły krwawe wojny (porozumienia z Dayton po wojnie bośniackiej) stały się obiektem podejrzliwości. Kazano nam błyskawicznie uwierzyć, że nikt nigdy nie rozbroił napięć na drodze dyplomatycznej (pamiętacie Hitlera i Monachium!?) – za to najlepszym sposobem na osiągnięcie trwałego pokoju są obywatelskie zrzutki na sprzęt wojskowy. Lewicę, dotychczas sceptyczną wobec polityki interwencjonizmu i dużo mniej podatną na hasła reklamowe Pentagonu, trzeba było zaś przekonać, że teraz koncerny zbrojeniowe, armia i służby specjalne są sexy, równościowe, feministczne, queerowe i wegańskie – i że instytucją najbardziej na świecie dziś zatroskaną o demokrację, prawa LGBT i wolność kobiet, jest Pentagon. (I tak się stało).

Pewne jest to, że niemal nikt nie chce przyznać się już do pacyfizmu. Krytyka kompleksu militarno-przemysłowego albo dobrych intencji CIA i lobbystów wyparowała – bo mało kto chce oberwać pałką „ruskiej onucy”. O rekordowych zyskach koncernów zbrojeniowych albo kolejnych krwawych układach z satrapiami (które mają zamiast Rosji dostarczyć nam gazu) pisze garstka autrów. W sprawie Ukrainy powstał niekwestionowany konsensus, że pacyfizm nie jest rozwiązaniem. I niewykluczone, że tak rzeczywiście jest. Pytanie na 2023 brzmi, jak w duchu nowo odkrytego militaryzmu odpowiemy na inne – nie mniej krwawe – wojny w Syrii, Jemenie, Libii albo Somalii. I co nowa mądrość tłumu sądzi dziś o konieczności udziału w ewentualnych wojnach z Chinami, Iranem i Koreą Północą. We will see.

Powiedzieć jednak, że pacyfizm wypadł z mody, to jak nic nie powiedzieć.

Keep reading with a 7-day free trial

Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.

Already a paid subscriber? Sign in
© 2025 Jakub Dymek
Privacy ∙ Terms ∙ Collection notice
Start writingGet the app
Substack is the home for great culture

Share

Copy link
Facebook
Email
Notes
More