Mieliście rację 🤷🏻♂️
W kwestii naiwności i niekonsekwencji w sprawie uchodźców – przyznaję się do obu.
Po moim krytycznym tekście o Donaldzie Tusku i uchodźcach odezwali się do mnie państwo – moi czytelnicy i czytelniczki – licznie w komentarzach i prywatnych wiadomościach. Dwa główne zarzuty, jakie kierowaliście w moją stronę, to naiwność i niekonsekwencja. Choć nigdy – jak mistrz w tej dziedzinie, Andrew Sullivan – nie będę w stanie odpowiadać i polemizować ze wszystkimi, chcę powiedzieć, że tak, macie rację. W kwestii naiwności i niekonsekwencji przyznaję się do obu.
Byłem w moim wpisie naiwny, bo choć wiem, że Donald Tusk ma poglądy, jakie ma i był jednym ze współojców europejskiej polityki odpychania uchodźców, sądziłem że zachowa się inaczej. Oczywiście Tusk jest politykiem i zachował się w zgodzie z amoralnym instynktem polityka, a ja jestem sobie publicystą i tego typu naiwność mam wpisaną w CV. Byłem też naiwny sądząc, że czołowa gazeta w kraju może zachować się inaczej niż zderzak swojego ulubionego polityka. I też mieliście państwo rację, wytykając mi, że dziwię się, że niebo jest niebieskie, śnieg zimny i mokry, a PKP się spóźnia.
Jedno i drugie nie zmienia jednak, jak sądzę, dwóch rzeczy. Hipokryzja pozostaje hipokryzją, a pustosłowie Tuska po ponad dwóch tygodniach („trzeba zgody narodowej i bezpieczeństwa”) pokazuje, że lider PO nie postąpiłby wcale inaczej i mądrzej niż dziś PiS. Ten sam PiS, którego w ciągu ostatnich dni jego przeciwnicy zdązyli już nawyzywać od SS-manów i obozowych kapo. Nie można jednocześnie mówić, że granice mają być szczelne i dobrze chronione, ale uchodźcom w Usnarzu Górnym trzeba pomóc – jedno wyklucza drugie, ci uchodźcy są terenie Białorusi i zostawieni bez pomocy właśnie dlatego, że w ich przypadku granice są szczelnie i dobrze chronione. Tusk chce oczywiście zjeść ciastko i mieć ciastko – grać twardego realistę, który na żadne „otwarte granice” nie pozwoli, a jednocześnie wrażliwego liberała, który przecież dałby kanapkę i koc kobiecie z Afganistanu w białoruskim lesie. Sęk w tym, że zgodnie z surowym i dosłownym rozumieniem ochrony granic, do jakiego wzywa Tusk, tak się nie da. Jeśli ci ludzie są na terytorium Białorusi, a nie chcemy ich wpuścić, to nie możemy też prowadzić na terenie Białorusi spontanicznej akcji humaniatrnej, ani tym bardziej zbudować tam obozu, prawda?
Po drugie, niekonsekwencja. Tak, uważam, że politykę robi się dzięki przekonywaniu ludzi do swoich idei, zdobywaniu władzy i wprowadzaniu zmian w życie. Kliktywizm, „walka” uprawiana za pomocą selfies i sezonowe męczeństwo to tylko kilka z twarzy tej politycznej głupoty w Polsce w ostatnich latach. Głupoty, w której tym politycy są aktywniejsi, im mniej realnie mogą. „Nieważne, co jest na drugim miejscu – prawa mniejszości, wolność, pacyfizm, demokracja – jeśli na pierwszym miejscu nie jest zdobycie władzy. Wszystko, co jest później, to życzenia” – to część monologu Toma Haydena z „Procesu siódemki z Chicago”, do której mi dość blisko. Sam pisałem po stokroć, że w polityka to nie sztuka posiadania racji, a sztuka bycia skutecznym. Fakt, sam jestem więc w dziedzinie praw uchodźców niewolnikiem wojen kulturowych, których nienawidzę i sam jestem durniem w świetle mojej własnej diagnozy.
Ale… są jednak sprawy, w których naprawdę trzeba się zachować jak człowiek i obywatel, nawet jeśli są niepopularne i sondażowo nieistotne. Można taktycznie odpuścić jedną sprawę czy drugą. Ja wiem, że sensownej polityki migracyjnej i poszanowania praw człowieka nie zapewnią nam rajdy posła Sterczewskiego, a już tym bardziej moja publicystyka. Ale jeśli nie można się oburzać i kląć na jawne łamanie praw człowieka i humanitarną katastrofę, którą konsekwentnie od siebie odpychamy, to nie wiem, co można. Nie będę się śmiał ze Sterczewskiego, Koniecznego i wszystkich, którzy wykorzystują dziś swój poselski mandat, by nagłośnić podłość tej sytuacji. Robią moralnie – nawet jeśli nie politycznie – właściwą rzecz. Wiem, że opinia publiczna w sprawie uchodźców idzie w prawo, ale również nie nawrócę się z powodu sondaży na antysemityzm, karę śmierci czy popieranie tortur.
No i ostania rzecz. Jedna postawa, którą naprawdę w polityce i życiu publicznym gardzę, to poparcie dla załatwiania naszych problemów za pomocą bomb i dronów, a potem umywanie rąk, że "nic się nie dzieje, granice nasze, problemy wasze". Będę to potępiał zawsze i bez wyjątku, bo połowa dramatów, jakie dziś przeżywamy, ma swoje korzenie w bezprawnym leczeniu naszych sumień z użyciem napalmu od circa 2001. Sorry, ale odkąd ktokolwiek mnie drukuje, zawsze pisałem przeciwko „wojnie z terrorem”, przeciwko użyciu tortur i Guantanamo, przeciwko tajnym katowniom CIA i za tym, by uchodźcom z krajów „uszczęśliwianych” przez zrzucaną z samolotu łatwopalną demokrację pomóc. Tu byłem konsekwentny i nikt mnie za rekę nie złapie, że było inaczej.
Dziękuję za wszystkie polemiczne głosy.