To nie jest blog.

To nie jest blog.

Share this post

To nie jest blog.
To nie jest blog.
Tylko iguana cieszy się wolnością. 20 lat Guantanamo.
Copy link
Facebook
Email
Notes
More

Tylko iguana cieszy się wolnością. 20 lat Guantanamo.

Amerykanie chcą zamknąć obóz dla jeńców „wojny z terroryzmem”. Co po nim zostanie?

Jakub Dymek's avatar
Jakub Dymek
Aug 18, 2022
∙ Paid
1

Share this post

To nie jest blog.
To nie jest blog.
Tylko iguana cieszy się wolnością. 20 lat Guantanamo.
Copy link
Facebook
Email
Notes
More
Share

Mężczyzna w pomarańczowym kombinezonie klęczy na ziemi za drutem albo prętami klatki. To jeden z najbardziej ikonicznych obrazów początku XXI wieku, a po dziś dzień bez trudu miliardy ludzi na świecie, nawet jeśli nigdy nie interesowali się amerykańską polityką czy sprawami międzynarodowymi. Zatoka Guantanamo – kawałek okupowanego przez USA terytorium nad kubańską zatoką już raczej nigdy nie będzie kojarzył się z przejrzystą wodą, egzotycznymi krajobrazami ani nawet piosenką „Guantanamera”.

Baza Marynarki Wojennej i Obóz Zatrzymań w Zatoce Guantanamo symbolizowała przez ostatnie dwadzieścia lat wiele rzeczy. Najpierw determinację administracji George’a Busha, by pojmać i zamknąć jak najszybciej autorów zamachów z 11 września 2001. Później szybko Guantanamo przeistoczyło się w symbol porażek tej samej wojny z terrorem – tortur, łamania praw człowieka, lekkomyślnie rzucanych podejrzeń i odpowiedzialności zbiorowej. Jeszcze później doszło symboliczne znaczenie Guantanamo jako wielkiej cezury i odcięcia się od przeszłości – gdy Barack Obama obiecał zamknąć ośrodek zatrzymań. Ale tego nie zrobił. Guantanamo stało się więc też symbolem amerykańskiego okrucieństwa i niesłowności, które w swojej propagandzie skutecznie wykorzystywały organizacje terrorystyczne i bojówki.

W końcu zaś nieszczęsna baza na Kubie stała się pomnikiem wiecznych wojen. Osama Bin Laden nie żyje, Amerykanie wyszli z Afganistanu, na świat przyszło już całe pokolenie, które nie pamięta czasów sprzed zamachów na WTC – a Guantanamo wciąż istnieje. Tej wiosny minęło 20 lat, od kiedy przywieziono tam pierwszych więźniów, a świat po raz pierwszy zobaczył słynne już zdjęcia rzekomych terrorystów w obozowych drelichach w jaskrawo pomarańczowym kolorze. W styczniu 2002 osadzono pierwszych podejrzanych w obozie. 20 lat później w Guantanamo wciąż siedzieli ludzie, którym nigdy nie postawiono żadnych zarzutów. Co historia tego miejsca mówi dziś o wojnie z terroryzmem, o demokracji, o Zachodzie i o nas samych?

I.

Była jesień 2001 roku i zaczynała się wojna z Afganistanem, na która państwa NATO pod przewodnictwem USA wyruszyły, by rozbić rząd talibów, zniszczyć Al-Kaidę i zabić albo pojmać architektów zamachu na WTC. Pierwszy cel był z punktu widzenia militarnego i strategicznego wręcz banalny – szczególnie jeśli zestawić go z pozostałymi. Dzięki wsparciu Sojuszu Północnego na ziemi i najnowszej amerykańskiej technologii z powietrza, wątłą armię Afganistanu błyskawicznie pokonano. Ale jak rozbić zdecentralizowaną terrorystyczną siatkę, zdolną działać z ukrycia w dowolnym kraju, a potem – co jeszcze trudniejsze – wymierzyć sprawiedliwość tym, którzy nie zginęli w pierwszej fazie działań wojennych i którzy nigdy nie byli częścią żadnej wrogiej armii? Sąd wojskowy, międzynarodowy trybunał, zwykły proces, egzekucja? – pytań było więcej niż odpowiedzi.

Amerykanie wpadli na pomysł, by „najgorszych z najgorszych” terrorystów – jak mówił wiceprezydent Dick Cheney – wywieźć w bezpieczne miejsce. Gdzieś, gdzie nie umrą z gorąca lub pragnienia, i tam przesłuchiwać ich tak długo, aż wydadzą im Bin-Ladena. I dostarczą informacji, które pomogą rychło pokonać także „wszystkie międzynarodowe grupy terrorystyczne”, którym George Bush obiecał krwawy odwet.

Dlaczego padło akurat na amerykańską bazę na Kubie? Część tej odpowiedzi sięga historii – Amerykanie, skonfliktowani z rządem Kuby, wciąż roszczą sobie prawo do pasa ziemi nad zatoką Guantanamo. Stało się tak na podstawie porozumień pokojowych sięgających czasów uzyskania przez Kubę niepodległości na przełomie XIX i XX wieku. Współczesna Kuba przestała uznawać prawo do posiadania tam bazy wojskowej przez Amerykanów całe dekady temu, oskarżając USA o wielokrotne łamanie traktatów, ale dziwaczna sytuacja trwa. Ów nieokreślony status amerykańskiej obecności na wyspie to też część właściwej odpowiedzi na pytanie: czemu akurat tam.

Jak tłumaczył mi Spencer Ackerman, amerykański dziennikarz i autor najnowszej książkowej historii wojny z terrorem „Reign of Terror”, w wywiadzie: Amerykanie potrzebowali miejsc na świecie, gdzie oczywiste w USA prawo do procesu przed sądem, do obrony, do możliwości skonfrontowania się z zarzutami nie będzie obowiązywać. “Program tajnych ośrodków CIA służył przede wszystkim temu, żeby nigdy tych zasad, które obowiązują w Stanach, nie zastosować wobec podejrzanych o terroryzm” – przypominał Ackerman . Tajne ośrodki CIA działały na całym świecie, także jak wiemy w Polsce, ale Guantanamo było czymś więcej. W bazie Guantanamo mieściły się black sites, gdzie przesłuchiwano, zastraszano i torturowano podejrzanych. Ale w Guantanamo również – w przeciwieństwie do innych podobnych miejsc – krzyżowała się też biurokracja i pozór sprawiedliwości w tajnych trybunałach. To obrazki z Guantanamo slużyły propagandzie Busha. Ale służyły też wymierzonej w USA propagandzie fundamentalistycznych bojówek: Al Kaidy Zarkawiego w Iraku, tak zwanemu Państwu Islamskiemu i innym...

Guantanamo było też jedynym tego rodzaju miejscem, gdzie ostatecznie dopuszczono prawników, dziennikarzy i obrońców praw człowieka. I to także tam powstała jedyna w swoim rodzaju książka „Dziennik z Guantanamo”.

II.

„Początkowo nikt nic nie wiedział o obozie. Guantanamo założono z prostym zamiarem: wsadzimy ich tam bez praw, bez prawników, potajemnie. Nikt nie pomyślał, jak to się ma skończyć. To miejsce jest zupełnie poza prawem, poza geograficznymi, politycznymi, legalnymi, a także moralnymi granicami Ameryki” – mówiła mi podczas swojej wizyty w Polsce prawniczka Nancy Hollender.

Hollender zajmuje się obroną praw człowieka, ale jej szczególna misja wiązała się z jednym człowiekiem i jednym miejscem. Jej klientem był Mohamedou Ould Slahi, jeden z najdłużej więzionych w Guantanamo ludzi i autor książki „Dziennik z Guantanamo”, która po wieloletnich staraniach prawników ukazała się w końcu w 2015 roku. „Piekło na ziemi gorsze niż u Orwella i Kafki” powiedział o niej wtedy legendarny pisarz John Le Carre.

Slahi był związany z ruchem mudżahedinów, antysowieckich bojowników w Afganistanie, na początku lat dziewięćdziesiątych. Gdy nie udało mu się w żaden sposób zaistnieć jako bojownik ani znaleźć szczęścia na wojnie, szybko wrócił do Niemiec – gdzie studiował inżynierię elektryczną – potem mieszkał w Kanadzie, a w 2000 roku wrócił do rodzinnej Mauretanii. W związku z podejrzeniami, że znał lub mógł utrzymywać kontakty z terrorystami najpierw śledziły go kanadyjskie służby, a na zlecenie FBI aresztowano go w 2001 roku także w ojczystej Mauretanii. Wkrótce po przesłuchaniu przez agentów FBI wypuszczono go z braku dowodów jakichkolwiek powiązań z aktywnymi terrorystami1.

Jednak zaledwie miesiąc później ktoś gdzieś zmienił zdanie i kolejne piętnaście lat życia Slahiego zmieniło się w gehennę kolejnych przesłuchań, tortur i izolatek. Mauretański elektryk przechodzi przez ręce śledczych i kolejne więzienia w Mauretanii, Jordanie, Afganistanie i – najdłużej ze wszystkich – właśnie Guantanamo. Tortury Slahiego zaczynają się w 2003 roku. W czasie, gdy Slahi był torturowany w Guantanamo, amerykańska administracja utrzymywała, że zatrzymani tam ludzie „nie są w amerykańskiej jurysdykcji”, choć znajdowali się w amerykańskiej bazie na terytorium, które USA uznaje za swoje. Ani tamte tortury, ani cały późniejszy pobyt Slahiego w Guantanamo nie doprowadziły do pozyskania przeciwko niemu dowodów, ani postawienia mu zarzutów.

Keep reading with a 7-day free trial

Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.

Already a paid subscriber? Sign in
© 2025 Jakub Dymek
Privacy ∙ Terms ∙ Collection notice
Start writingGet the app
Substack is the home for great culture

Share

Copy link
Facebook
Email
Notes
More