Polska naćpana własną potęgą
Czy jesteśmy liderem Europy, jej nową najpotężniejszą armią i rozgrywającym w UE? Oczywiście.
Gdyby przedstawiciel obcej cywilizacji wylądował dziś w Warszawie, dowiedziałby się prędko jednej rzeczy. Na Ziemi mieszkają ludzie, są różne kontynenty, w tym kontynent europejski, a na tym kontynencie ludzie najmądrzejsi i najbardziej prawi mieszkają właśnie w Polsce. Polska jest moralnym, intelektualnym, politycznym i strategicznym centrum Europy – to od Polaków Anglicy, Francuzi, Włosi i Grecy uczą się rozumu, ogłady i etyki. Granica przyzwoitości przebiega na Odrze – na wschód od Odry są narody piękne i mądre: Litwini, Finowie i Łotysze (choć najpierw Polacy), Ukraińcy (choć najpierw Polacy), Estończycy (choć najpierw Polacy), a także Czesi i Słowacy. Choć najpierw Polacy. Na Zachód od Odry mieszkają narody tchórzy, idiotów i moralnych karłów – z wyjątkiem może Anglików, którzy są Polakami Wysp Brytyjskich.
Największym problemem Polaków – dowiedziałby się prędko nasz przedstawiciel obcej cywilizacji – są ich durni i tchórzliwi sąsiedzi Niemcy. Niemiec nie wie co robi, wszystko spartaczy, ma zdolności przewidywania i polityczne wyrafinowanie ślepego szczeniaka. Zbudował Nord Stream, nie ma armii, Ruskich się boi i jeszcze teraz marznie. Niemiec, jak w tym dowcipie, jak da mu się dwie szklane kulki – jedną zepsuje, drugą zgubi. Europa byłaby kontynentem pokojowym, zamożnym i zdolnym do formułowania dalekosiężnych strategicznych wizji, gdyby rządzili nią Polacy. Na szczęście – to się właśnie dzieje. Niemcy właśnie moralnie i politycznie zbankrutowały, nikt ich nie słucha i od Lizbony po Władywostok słowo „Niemiec” jest synonimem pospolitego głupka. Nasz przybysz z kosmosu, uzbrojony w wiedzę, że przyszłość Europy jest w dobrych – polskich – rękach, może spokojnie odlecieć. (Kurtyna)
Nie wymyśliłbym tego sam, gdyby nie nawał kolejnych tekstów i wypowiedzi, przekonujących mnie o nieuchronnym upadku niemieckiej potęgi i rodzącej się nowej osi Europy, którą wyznacza Warszawa i Kijów. Od „Sieci” braci Karnowskich, przez brytyjskiego „Guardiana” i brukselskie „Politico”, aż po „New York Timesa” rozpędu nabiera narracja mówiąca, że dziś centrum kontynentu przesuwa się bliżej Warszawy, a ton Europie przyszłości będą nadawać państwa na wschód od linii Odry – a nie jak przez tysiąclecia jej historii, jednak nieco bardziej na zachód i południe. Ukraina ma serce, Polska potężną armię i rozumnych przywódców, Estonia, Łotwa i Litwa też coś na pewno dołożą – i tak rodzi się nowa siła w Europie, piszą na codzień poważne anglojęzyczne tytuły.
„Tandem Polski i Ukrainy równoważy sojusz Niemiec i Francji i zmienia układ sił w Europie” ogłasza już serwis „Wszystko co najważniejsze”, a podobne głosy pojawiają się i poza granicami naszego kraju. Nie są też już dawno ograniczone do PiS-owskiej propagandy. Dziś również NATO-wskie think-tanki i międzynarodowe redakcje mówią braćmi Kaczyńskimi (którzy od zawsze uważali, że wielki gospodarczy potencjał Niemiec spoczywa na wątłym moralnie kręgosłupie niemieckiego społeczeństwa, a więc jest to konstrukcja w najlepszym razie chwiejna).
Żelaznym poglądem Jarosława Kaczyńskiego i PiS od zarania było przekonanie, że Niemcy są zbyt silne w Europie, nawet jak na swój olbrzymi potencjał gospodarczy. Polska zaś ma moralne prawo odgrywać większą rolę w sprawach kontynentu, którego z kolei Niemcy nie mają (bo II wojna, współpraca z Rosją, strategiczna ślepota, merkantylizm cywilizacji protestanckiej, gejowskie parady i antyamerykańskość) . Nierównowagę potencjałów gospodarczych i politycznych powinna równoważyć inna matematyka: moralności i dziejowego prawa. Kaczyński przekonywał, że państwa naszej części Europy muszą mieć większy wpływ na UE choćby przez (a może właśnie dzięki) osłabieniu Niemiec. I to nawet jeśli nic innego: siła gospodarki, armii czy ludności nie predysponuje Polaków, Węgrów, Słowaków, Łotyszy, Chorwatów, Rumunów czy Estończyków do odgrywania roli większej niż Niemcy czy Francuzi. W UE powinna dokonać się redystrybucja władzy i prestiżu na wschód – choćby dlatego, że tylko państwa byłego bloku wschodniego rozumieją zagrożenia, potrzebę obronności i wolne są od zachodnioeuropejskich złudzeń. Dziś jego sen zdaje się spełniać.
To co jeszcze kilka lat temu było wyśmiewane na łamach liberalnych redakcji jako mrzonki opętanego antyniemiecką obsesją starego dziada staje się obiegową mądrością, którą wręcz wypada powtarzać w uczonym, dystyngowanym i będącym au currant towarzystwie.
Ze stron „New York Timesa” i „New York Review of Books” kazania na ten temat prawi Timothy Garton Ash, na łamach POLITICO przekonuje czytelnika amerykański politolog Andrew Michta, na stronach pro-NATOwskiego think-tanku Atlantic Council pisze o tym Diane Francis1. Wszyscy zgadzają się, że teraz to Polska ma w Europie „moralną siłę”, a brakuje jej skazanym na marginalizację Niemcom. Liczę może na zbyt dużo, ale czy nie na miejscu byłoby w tym wypadku wydrukowanie wielkimi literami na okładce „Newsweeka” i „Gazety Wyborczej” wielkimi literami jakiegoś mea culpa i hasła KACZYŃSKI MIAŁ RACJĘ, skoro właściwie wszystkie autorytety anglojęzycznej debaty mówią już to samo? Come on, skoro tak napisał „New York Times”, to musi być prawda!
Oczywiście, Kaczyński miał rację – w połowie swojej diagnozy.
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.