Mit uśmiechniętej Polski
Fajnie, otwarcie, liberalnie i po trupach. Czyli: czy expose premiera potrzebowało swojego męczennika?
Expose premiera rządu to przemówienie o wysokiej randze, prestiżu i znaczeniu. Pozwala określić obejmującemu urząd politykowi najważniejsze kierunki działania, nazwać po imieniu wyzwania, jakie stawia sobie kolejny rząd i unaocznić problemy społeczne, gospodarcze czy międzynarodowe, których rozwiązaniem chce się zająć. Ale w expose chodzi o coś jeszcze. Przecież same cele, kierunki działania i preferowane metody rządzenia można określić w dokumentach strategicznych, różnych planach i strategiach ramowych. I równie szybko też o nich zapomnieć.
Te wszystkie “konkrety”, których domagają się dziennikarze i publicyści, w rzeczywistości i tak nieomal nikogo poza zainteresowanymi branżami i środowiskami eksperckimi, nie obchodzą. Kto na poważnie broni poglądu, że premier powinien podczas expose opowiadać o finansowaniu aktywizacji zawodowej regionów pogórniczych i zasadach wyliczenia mnożnika marży w projekcie nowej ustawy refundacyjnej? Nie żartujmy.
Najważniejszą funkcją expose jest ustanowienie mitu fundacyjnego dla kolejnego rządu. Ugruntowanie pewnej legendy, która tłumaczy, dlaczego i w czyim imieniu rząd sprawuje władzę - i czemu właśnie teraz powinniśmy mu zaufać. Gdy spojrzy się na expose w świetle tych priorytetów - słowa Tuska nabierają właściwego sensu. Nowy-stary premier opowiadał nam swoją legendę. Dla jednych nudną, dla innych nieprzejrzystą; dla tych zaś, do których uszu miała dotrzeć, czytelną i odnoszącą się do najważniejszych punktów wspólnego doświadczenia. Służącą temu, czemu dobry mit polityczny powinien służyć.
Oto jesteśmy na powrót, nieprzypadkowo w okolicach 13 grudnia, w głębokich latach 80-tych - które dla generacji Donalda Tuska były czasem formacyjnym i w jakimś sensie nigdy się nie skończyły. Naprzeciwko siebie stoją dwa obozy. Po jednej stronie monolit władzy - opresyjnej, tępej, złej i ostatecznie pozbawionej legitymacji. Po drugiej zaś społeczeństwo obywatelskie. Odważne, chętne do działania, gotowe by wziąć odpowiedzialność za własny los, a sprawy kraju w swoje ręce.
Społeczeństwo składa się z aktywnych jednostek i milionów biografii odważnych ludzi. Władza bez wyjątku z podobnych sobie oportunistów, wyalienowanych członków nomenklatury, którzy za dostęp do specjalnych praw i przywilejów, wyrzekli się człowieczeństwa. Społeczeństwo musi dać świadectwo swojej zgody i zdolności wyjścia poza partykularne różnice, dokonać pokojowej, demokratycznej rewolucji przy urnie i odsunąć złą władzę - by móc samemu się rządzić. A następnie zło rozliczyć, sprawiedliwie (choć bez rewanżyzmu i mściwości) ukrać, by dopełniła się obietnica zawarta u podstaw mitu - „jeszcze będzie pięknie, jeszcze będzie normalnie”.
Odwołania do dekady lat 80 nie mogły być bardziej czytelne. Z tym całym „jeszcze będzie przepięknie” i kombatanckimi piosnekami, z antypolityką spod znaku „dobrych ludzi i złej władzy”, toposem „demokratycznej rewolucji” oraz podkreślaniem sloganów o społeczeństwie obywatelskim - zwieńczonym zresztą odczytaniem listu pożegnalnego samobójcy w nurcie antykomunistycznych męczenników w rodzaju Jiziego Palacha. To założycielski mit „uśmiechniętej Polski”. 15 października to nowy 4 czerwca 1989 roku, a zwycięstwo Koalicji Obywatelskiej to zwycięstwo nowej „Solidarności”. Mit jednakowoż podlany liberalną - a nie jak ten oryginalny, katolicką i narodową - przyprawą. Tusk podkreśla rolę społeczeństwa obywatelskiego, ludzi i środowisk, które miały rzekomo być spiritus movens tego sukcesu (stroni zaś od słów większych, jak „naród” czy „społeczeństwo”). Wymienia je zresztą wprost: KOD, sędziowie, organizacje pozarządowe broniące praworządności, obrońcy i obrończynie przyrody, kobiety.
Rząd PO przychodzi po latach mroku, by zwrócić kraj społeczeństwu - ludziom, których chęć i zdolność do angażowania się w sprawy publiczne była skrępowana autorytaryzmem i ciemnotą rządzących. Nieprzypadkiem tak jednoznacznie i wprost premier odwołał się do danych (czego nie robi często!), przywołując badanie CBOS o poczuciu wpływu Polaków na sprawy kraju. Bo dziś ten odestek jest najwyższy w historii - i po raz pierwszy więcej z nas (54%) uważa, że ma niż nie ma (41%) tego wpływu. Tusk nie wspomniał, że odsetek ten rośnie sukcesywnie od 1989 roku i na przykład w latach 2015-2023 też średnio był wyższy niż na przykład w latach 2007-2015. Ale to szczegół - nie od tego są mity, żeby wiernie relacjonować fakty.
Nie byłoby jednak z tym mitem żadnych problemów, gdyby nie fakt, że Donald Tusk postanowił włączyć weń list samobójcy. Czym nie tylko postąpił otwarcie wbrew wszelkim wskazaniom organizacji medycznych zajmujących się prewencją samobójstw (oraz WHO i innych) - ale także poszedł o krok dalej. Zasugerował, że samobójczy akt miał dużo sensu i był zrozumiały, a w świetle całej teleologii władzy - nawet pożądany. Przecież samobójca, „zwykły szary człowiek”, chciał poruszyć sumienia, przemówić do rozumu, obudzić apatyczne społeczeństwo. I jest efekt oraz swego rodzaju nagroda - oto udało się złą władzę wreszcie pokonać. W ten sposób premier RP zaczął kadencję od gestu głęboko niebezpiecznego, a który jeszcze być może głupszy i bardziej skandaliczny gest posła Brauna pomoże znormalizować i usunąć w cień.
A jednak tyle powiedzieć trzeba, że analogie między PiS i PRL są bezużyteczne, zaś posługiwanie się widmem autorytaryzmu, by uzasadniać i romantyzować samobójstwo bardziej szkodzi niż pomaga. Paradoksalnie jednak, jak widać, mit „uśmiechniętej Polski” też potrzebował swoich ofiar.