Jest ostatni weekend stycznia, a więc wchodzimy już w czas dorocznej rytualnej kłótni o Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i Jerzego Owsiaka.
Jak co roku krytycy akcji przypomną (słusznie), że WOŚP zbiera pieniądze nieproporcjonalnie wręcz skromne do sumy wydatków Narodowego Funduszu Zdrowia. Orkiestra w rekordowym roku zebrała - przy niepoliczalnym wsparciu samorządów, polityków, mediów i korporacji - 240 milionów zł w porównaniu do 163 mld wydatków kosztów świadczeń zrealizowanych przez NFZ (z 185 mld wydatków publicznych na zdrowie ogółem). Oznacza to, że “największa akcja charytatywna na świecie” zbiera równowartość 1-2 promila publicznych wydatków na ochronę zdrowia rocznie. Między 1/1000 i 2/1000.1
Jak co roku również apologeci i sympatycy WOŚP i Jerzego Owsiaka odpowiedzą na tę krytykę (nie bez swoich racji), że kwot tych nie można porównywać. Przecież WOŚP zbiera na sprzęt, a udział wydatków sfinansowanych z Owsiakowej akcji w ogóle zakupów sprzętu jest znacznie pokaźniejszy. A poza tym - dokrzykną zaraz na tym samym oddechu - 240 milionów to zawsze więcej niż zero. I jak komuś może nie podobać się święto uśmiechu, pomocy i współdziałania - którego dobroczynne skutki sprzętu widać gołym okiem - dosłownie, w postaci nalepek na inkubatorach?!
No co ci pierwsi odpowiedzą, że system ochrony zdrowia działa i wciąż leczy pacjentów w Polsce dzięki pracy personelu szpitali i całego sektora opieki, a nie milionerom, którzy albo wykorzystują całą akcję do prania swoich wizerunków albo na aukcjach dla WOŚP kupują sobie luksusowe wyjazdy, choć na co dzień nie garną się do płacenia w Polsce podatków… i tak dalej. Resztę sporu można sobie bez mojej pomocy wyobrazić.
Jednak dyskusja o WOŚP jest u nas tak spolaryzowana i pełna emocji nie dlatego, że tematy filantropii, ochrony zdrowia, konstrukcji systemu zabezpieczenia społecznego i ograniczeń akcji charytatywnych są aż tak zapalne. Gdyby tak było, dyskutowalibyśmy o nich częściej niż raz na rok, prawda? Sądzę, więc, że prawdziwa jest teza odmienna. Spór o WOŚP budzi tyle emocji, dlatego że dotyka spraw tożsamościowych2. W sercu i ataków, i obrony WOŚP-u leżą pewne ważne dla IIIRP archetypy i mity tak mocno zakorzenione, że próba ich podważenia musi rodzić opór. Obrońcy WOŚP (i zarazem takiej wizji relacji społecznych, jaką ta akcja zakłada) biorą ataki na Orkiestrę za ataki na siebie i Polskę ich marzeń - a także swój własny interes.
90s baby!
WOŚP jest dzieckiem lat 90-tych na więcej niż jeden sposób. Po pierwsze, oczywiście WOŚP wyrósł - przynajmniej tak mówi legenda - jako pierwsza tak duża akcja po 1989, które nie była mobilizacją wokół symboli państwowych albo religijnych3. I tak, orkiestra powstała z zabiedzenia systemu ochrony zdrowia i przekonania, że na nowy sprzęt trzeba się zrzucać, bo szpitale inaczej mogą się go nie doczekać - a jeśli mogą w tym pomóc media i celebryci, to super. Sytuacja, jak to się mówi, win-win: biedni coś dostaną, społeczeństwo i biznes nauczą się filantropii, a ryneczki smutnych miast rozbłysną fajerwerkami i koncertami.
Akcja, która jak mało wpisała się w panujący Koniec Historii - te same siły, które zmiatały zakłady dające pracę całym miastom i likwidowały opiekę, szkolnictwo, ochronę zdrowia oraz elementarne bezpieczeństwo socjalne mogły dzięki niej przekonywać, że klucz do rozwiązania polskich problemów leży w tym, żeby ludzie się trochę bardziej uśmiechnęli i jeden dzień w roku sypnęli groszem.
Ale WOŚP powstał i wykarmił się dzięki jeszcze jednemu, szczególnie wygodnemu przede wszystkim dla elit, przekonaniu. Że państwo co do zasady źle alokuje środki publiczne, a prywatne osoby dokonują świadomie rozsądnych i uzasadnionych inwestycji. Słowem: pieniądze w składce zdrowotnej albo podatkach to pieniądze niejako z góry zmarnowane - zawsze w części lub wręcz całości zostaną wydane błędnie. Pieniądze dla WOŚP to gwarancja dobrego i - co może nawet ważniejsze - dobrowolnego ich wydania zgodnie z przeznaczeniem. Ta operacja myślowa pozwala uzasadniać (a sam czytałem takie komentarze), że każda złotówka na WOŚP warta jest tak naprawdę 100 albo i 1000 zł więcej niż składka na NFZ.
W końcu nawet sam Owsiak mówi, że nie wie na co idzie jego składka zdrowotna, gdy ją podniesiono, nazwał to grabieżą i dodał, że “obawia się, że jego ostatnią pensję będzie oddawał tym, którym się nie chce pracować”. Owsiak - jakże pomocnie dla mojego wywodu, za co jestem wdzięczny - sam dostarcza najlepszego materiału do analizy dla kolejnych pokoleń kulturoznawców i antropolożek. On - jak twierdzi - jest zwykłym pracowitym przedstawicielem klasy średniej, który ciężko pracuje “zarabia na siebie i zarabia na państwo”, a składka zdrowotna jest “karą”, “grabieżą” oraz “1,1tys. wyrwanym z mojego wynagrodzenia”. On z zarobkami w przedziale 20 tys. miesięcznie jest prawdziwą ofiarą (a nie na przykład pacjenci w niedofinansowanej ochronie zdrowia). Słowem: państwo nawet, gdy wydaje na leczenie raka i hospicja, to tak naprawdę zabija - tylko, że zdolnych i pracowitych.
To przekonanie nie tylko służy 30 lat później do rozbrajania wszelkich krytyk WOŚP - ono również jest jedną z przyczyn, dla których WOŚP istnieje. I zdaniem jego zwolenników: powinien grać do końca świata i jeden dzień dłużej.
Bo skoro składki na zdrowie są grabieżą i z całą pewnością pójdą na zmarnowanie, to nie powinno się ich płacić. (Takie przekonanie rozsiewane jest przez zainteresowane osłabieniem i prywatyzacją ochrony zdrowia kręgi świadomie, nawet jeśli przez samego Owsiaka bezrozumnie). A więc jeśli NFZ ma deficyt, to konieczne są kolejne akcje na jego uzupełniane, połączone z jeszcze dalej idąca delegitymizacją państwa, a więc umacnianiem przekonania, że tylko prywatne pieniądze mogą pomóc - i koło się zamyka. Za rok można zaczynać od nowa.
W tym sensie istnienie WOŚP-u służy na jednym poziomie celom niewątpliwie dobrym, szerzej służy ideologii i ugruntowaniu postaw długoterminowo dużo bardziej szkodliwym - sankcjonując społeczny egoizm, alienację i słabość ochrony zdrowia, którym miał zaradzić. A przy okazji wspierając (jawnie lub w niedopowiedzeniu) dalej idącą prywatyzację opiekuńczych funkcji państwa - korzystnych dla najbogatszych, którzy zawsze sobie poradzą, a nie są klientami usług publicznych i publicznych systemów zabezpieczenia społecznego, więc chcą łożyć na nie jak najmniej (lub wcale).
Niemieckie porno i uran dla Czeczenii
Jednak krytyka WOŚP z rozsądnych pozycji - mówiąca o deficytach filantopii, o tym że akcję Owsiaka od lat już wykorzystują korporacje i celebryci jako pralnie wizerunku, o tym że WOŚP w mało zawoalowany sposób sympatyzuje i wspiera jedną opcję polityczną, że daje złudne wrażenie pomocy - spotyka się z takim oporem, bo uderza w ten fundacyjny mit IIIRP. Człowiek lepiej wie, jak wydać swoje pieniądze - co, chcesz komuś zabrać i dać jakiejś pielęgniarce albo lekarzowi? Albo, jeszcze gorzej, darmozjadom? Nie podobają ci się milionerzy, to może sam dałeś więcej… i tak dalej. Dość powiedzieć, że przez całe lata, jeśli nie dekady w głównym nurcie nie było miejsca na tę dyskusję, trzeźwa krytyka WOŚP-u odbywała się tylko w niszowych redacjach w rodzaju “Nowego Obywatela” i czasem “Krytyki Politycznej”, zaś PiS-owska prawica swoją oszołomską postawą tylko paradoksalnie izolowała Owsiaka od normalnych zarzutów.
Dlatego - jak sądzę - że podważanie boskości “świętego Jerzego” i jego akcji musiałoby naturalnie prowadzić do innych przewartościowań. Skoro sektor prywatny i bogacze-filantropi nie mają racji w dziedzinie ochrony zdrowia, to może i gdzie indziej się mylą? Jeśli zbiórki nie działają, to może rzeczywiście składki na publiczny system zabezpieczeń mają sens (i twórcy Polskiego Ładu mieli rację)? Jak to jest, że przeciwko składkom najbardziej buntują się bogacze i twierdzą, że grozi im przez nie bankructwo i bieda - skoro nauczycielka na etacie proporcjonalnie płaci więcej niż gwiazda telewizji albo menadżer na jednoosobowej działalności? Słowem: dopuszczenie krytyki WOŚP i faktycznej dyskusji o tym, o czym napisałem we wstępie tego tekstu, byłoby tym bardziej niebezpieczne i wywrotowe niż pisanie przez PiS-owskie media po stokroć, że Owsiak to niemiecki agent, a jego festiwal w Kostrzynie (czy gdzieśtam) sprowadził na polską młodzież gorszą deprawację niż niemieckie porno i epidemia heroiny.
Pytanie w owej dyskusji nie brzmi: “CZY WOŚP JEST ZŁY I NALEŻAŁOBY GO ZDYSKREDYTOWAĆ I ZNISZCZYĆ", lecz: "co o polskim społeczeństwie, podejściu do państwa i dobra wspólnego mówi nam to, że w Polsce upowszechnił się taki model charytatywności i filantropii?" oraz "Czy na dłuższą metę popularność takiej filantropii zrobi więcej złego niż dobrego?". Odpowiedź, moim zdaniem brzmi mniej więcej tak: “Taki model filantropii karmi się nieufnością do państwa i powstał w warunkach postkomunistycznej alienacji. Po 30 latach nie zbudował mocnych instytucji profesjonalnej działalności dobroczynnej, które usuwają przyczyny problemów, lecz dalej opiera się na doraźnych zrzutkach na wyznaczane ad hoc cele. Na dłuższą metę straty dla systemu ochrony zdrowia mogą przewyższyć korzyści - i jeśli leży nam dobro ochrony zdrowia na (nomen omen) serduszku, trzeba się nad tym zastanowić".
Podobnie jak należałoby się zastanowić nad rolą polityków w tym przedsięwzięciu i powagą urzędu Ministra Finansów, Pracy i Polityki Społecznej czy Zdrowia, który kwestuje u obywateli na naprawdę działań państwa w tych obszarach, które sam kontroluje.
Tylko i aż tyle po 31 finałach i w sytuacji, w której problem 240 milionów na sprzęt państwo mogłoby rozwiązać jednym kliknięciem myszki. Dużo?
Post-scriptum: pomaganie rąk nie brudzi?
Nie jest to chyba tylko moje przekonanie, bo tak w czasach COVID i akcji Hot16Challenge mającej rzekomo pomóc ochronie zdrowia pisał dr hab. Marcin Napiórkowski.
Od początku epidemii, w ramach swoich obowiązków naukowych, systematycznie monitoruję spore korpusy danych z mediów społecznościowych, skupiając się na pytaniu: czego w sytuacji kryzysu ludzie oczekują od państwa i jego instytucji? (A także od Unii Europejskiej, samorządów…)
Jednym z najbardziej rozpowszechnionych modeli poznawczych, z którego siły i zasięgu nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, jest ten, który mówi, że państwo od dawna nie istnieje, bo wszystko i tak robią obywatele za pomocą zrzutek. Badanie wypowiedzi w przestrzeni publicznej pokazało wyraźnie, że mnóstwo Polaków jest szczerze przekonanych, że służba zdrowia istnieje wyłącznie dzięki zbiórkom WOŚP, a wszyscy pacjenci onkologiczni w kraju zostali wyleczeni dzięki zrzutkom. Instytucje państwa tylko przeszkadzają w dobrej robocie.
Jest to oczywista nieprawda. W dodatku szkodliwa, odwraca bowiem nasza uwagę od istotnej prawdy. Problemy systemowe można rozwiązywać wyłącznie w sposób systemowy. Rozwiązaniem może okazać się zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, być może podniesienie składki zdrowotnej, gruntowne reformy. Niewątpliwie nie obędzie się też bez podniesienia wynagrodzeń lekarzy i ponownego poważnego przemyślenia postulatów rezydentów z niedawnych strajków.
Oczywiście słowa Napiórkowskiego można odnieść i do samego WOŚP, a nie jej imitacji jaką było #Hot16Challenge i zadać głośno pytanie. Czy wrażenie, że państwo nie dowozi nie jest powodem, dla którego WOŚP dalej istnieje - a może przeciwnie, tak długo jak podważana będzie sensowność publicznej ochrony zdrowia, a prywatne akcje celebrytów będą spotykały się z uznaniem, tak długo WOŚP będzie cieszył się popularnością?
Bo Napiórkowski podejmuje się jeszcze ciekawszej operacji. Otóż liczy, że najprawdopodobniej na akcji raperów (i pseudoraperów) w ramach Hot16Challenge więcej niż medycy zyskała w przychodach reklamowych YouTube, a czas spędzony na oglądaniu klipów był wart 44 więcej (w przeliczeniu na minimalną stawkę godzinową) niż zebrane… 2 miliony zł4. Słowem: Hot16Challenge “kosztowało” sporo więcej w czasie i nakładach pracy niż zebrało - a bardziej opłaciłoby się zainwestowanie równowartości zaledwie kilku procent całego tego nakładu w przelew na rachunek jakiegoś hospicjum czy DPS-u.
Zastosowanie tego eksperymentu myślowego i odpowiedź na pytanie, czy “wydatek energetyczny” WOŚP jest rzeczywiście ujemny - to znaczy, że promocja WOŚP, konkretnych osób i marek oraz wydatki samorządów oraz państwa polskiego we współorganizację finałów jest warta więcej niż suma środków uzbieranych w ramach akcji Owsiaka - mogłoby naprawdę okazać rewolucją w pomaganiu, na jaką Polska nie jest gotowa.
Można dodać, że Polski Ład zwiększył wpływy na ochronę zdrowia o 7 mld już w 2022 roku - a jeśli liczyć wraz z kwotami składek, które nie zostały odliczone od podstawy ododatkowania, to bliżej 14,5-15 mld - a więc sama podwyżka składki za jeden tylko rok przewyższyła co najmniej czterokrotnie wpływy ze wszystkich wcześniejszych 29 finałów.
(no i oczywiście, że jest także nakładką na spór PO i PiS)
I tu jednak należy mieć na uwadze, że mówienie jakoby WOŚP był “pierwsza akcją obywatelską w 3RP”, “początkiem społecznego zaangażowania” czy “pierwszą sytuacją przy której ludzie wyszli na ulice zrobić coś wspólnie”. To nieprawda. W pierwszym tygodniu stycznia 1993 roku nie tylko odbył się pierwszy finał WOŚP, ale także zakazano aborcji. Przeciwko ustawie zebrano na ulicach co najmniej 1 mln 600 tys. podpisów - a sprzeciw wobec aborcji połączył najróżniejsze środowiska i mógłby być uznawany za początek istnienia w Polsce społeczeństwa obywatelskiego i partycypacji. Jednak z jakiegoś powodu to akcję Owsiaka, a nie komitety Labudy i Bujaka oraz społeczne ruszenie przeciwko zakazowi aborcji, do dziś uważa się za moment przełomowy. CIEKAWE.
W ciągu kilkunastu dni oglądaliśmy mniej lub bardziej udane peany na cześć lekarzy przez 5,2 miliona godzin. To czas, w którym można było zajmować się czym innym – pracą, sprzątaniem, opieką nad dziećmi, nauką matematyki albo wolontariatem. Gdyby przeliczyć ten czas po minimalnej stawce godzinowej za pracę, która w roku 2020 wynosi 17 zł1, otrzymujemy niebagatelną kwotę 88 milionów złotych.
Ile w tym czasie zebrało się na koncie zbiórki? W momencie pisania tego tekstu jest to 1,9 miliona.
Oczywiście w tym samym czasie rapowanie o tym, jak kochamy ochronę zdrowia, wygenerowało olbrzymie zyski. Dla YouTube’a i jego reklamodawców, dla wykonawców i celebrytów, którzy zrobili sobie publicity, dla polityków, którzy darmowy czas antenowy sprytnie wykorzystali do promowania swoich poglądów na kwestie zacienienia, zamglenia lub wieszania komunistów. Przy łącznej liczbie wyświetleń 150 milionów szacowany zysk z reklam na YouTube mógł wynieść nawet 300-450 tys. dolarów, czyli 1,3 – 1,9 mln zł (do podziału między artystów, pośredników i sam serwis)*. Rozproszone, niewidzialne zyski trafiły do wielu kieszeni, ale raczej nie zasiliły szpitali.
Oczywiście wszystkie powyższe wyliczenia należy traktować z przymrużeniem oka. Mają tylko pokazać skalę akcji i umieścić zebrane dwa miliony w należytej perspektywie. Nie wszystko można przeliczyć na pieniądze, a każdy może robić ze swoim czasem co mu się podoba – nawet dukać z tableta o ostrym cieniu mgły. Byle by mu się przy tym nie wydawało, że umie rapować albo że komukolwiek pomaga.
Cały tekst znajdziecie na Mitologii Współczesnej.
Może rzeczywiście nadszedł czas, aby się nad zjawiskiem WOŚP poważnie zastanowić. Warunki się zmieniły, więc teraz emocji będzie mniej. Przez ostatnie lata nawet ci, którzy nie są do takiego zbierania przekonani, wspierali Orkiestrę. Trochę tak, jak niewierzący za tzw. komuny wspierali Kościół.
A co do prywatnych ubezpieczeń, może dotyczy to takich trochę mniejszych milionerów, ale warto popatrzeć na działanie prywatnej opieki zdrowotnej, tej na większą skalę świadczonej przez duże podmioty (głównie jedną grupę). Zysk jest wtedy, gdy ubezpiecza się zdrowych, młodych i bogatych. Zatem gdy tylko człowiek robi się starszy, to składki gwałtownie rosną. Także w przypadku poważniejszych schorzeń lekarze tej korporacji kierują do publicznej opieki zdrowotnej, bo poważnie chory generuje koszty. Wystarczy popytać lekarzy z ostrych dyżurów w publicznych szpitalach, ilu takich pacjentów podrzuca im duży prywatny ubezpieczyciel, mimo że sam posiada już bazę sprzętową, aby takie przypadki obsługiwać u siebie. Zresztą zgodnie ze sprzedanym ubezpieczeniem.