Dwadzieścia lat temu dwójka młodych dziennikarzy postanowiła z ukrycia podejrzeć satanistyczno-pogański rytuał amerykańskiej prawicy. Plotka głosiła, że w ukrytym pośród lasów północnej Kalifornii ośrodku wypoczynkowym spotka się wąska elita władzy. Na wyjezdzie dla wtajemniczonych, w ściśle męskim gronie bankierów, prawników, polityków i innych wpływowych mieszkańców Waszyngtonu, dzieją się rzeczy… co najmniej dziwne. A – mówiła też dalej pogłoska – można tam spotkać całe rodzinne i polityczne klany: Bushów ojca i syna, Dicka Cheneya czy Donalda Rumsfelda, polityków służących w kolejnych administracjach jeszcze od czasów Nixona i wojny w Wietnamie. Lepiej nawet: niegdyś pojawiał się tam i Henry Kissinger, sowieccy oficjele i przywódcy z europejskich stolic.
Dwójka śmiałków – z kamerzystą i skromną ekipą – przedarła się przez las, wykiwała ochronę i ujrzała na własne oczy to, o czym mówiły legendy. Rzeczywiście na miejscu rozgrywał się mroczny rytuał, w świetle pochodni widać było zakapturzone sylwetki palące kukłę sowy przed ołtarzem. A może kogoś przebranego za sowę? Czy odwrotnie: to ołtarz miał kształt sowy, a kukłę spławiano strumieniem w świetle pochodni? W każdym razie: na pewno działo się tam coś, czym zebrani na miejscu przedstawiciele waszyngtońskiej elity nie chcieliby się pochwalić swoim wyborcom. „Jesteśmy w Ameryce, politycy powinni wierzyć w Jezusa, a nie jakąś Sowę” – trzeźwo zauważył jeden z członków ekipy. Legendy legendami, ale obóz dla elit w Bohemian Grove istniał naprawdę i właśnie wtedy naszym dwóm bohaterom udało się jego tajemnice uchwycić przy pomocy kamery.
Z dwóch świadków tego wydarzenia, jeden – Jon Ronson – pracował w BBC i zrobił niemałą karierę jako dokumentalista i autor reportaży, w tym świetnej książki o teoriach spiskowych i politycznych radykałach „Them”. Ronson udał się do lasu podczas kręcenia serialu dokumentalnego „Secret Rulers of The World" – jak po latach wspominał w eseju, sądził że wyprawa okaże się kompromitującą wtopą i dlatego potrzebował drugiej ekipy. Jednak jego partner w tym przedsięwzięciu, Alex Jones, wyniósł z tej wyprawy co innego.
W Bohemian Grove palono nie kukłę, ale żywego człowieka. I zaczął opowiadać o tym swoim widzom. Wkrótce Jones zrobił karierę jako „największy spiskowiec współczesnej Ameryki”. W pewnym momencie – i nie do końca bezpodstawnie – przypisywano mu nawet odpowiedzialność za wygraną Donalda Trumpa. Dziś, po dwudziestu pięciu latach, od kiedy zaczął na dobre tropić spiski amerykańskich elit, od Alexa Jonesa zaczęło odwracać się szczęście. Przegrywa kolejne procesy sądowe i jest winien osobom, które zniesławił, miliony dolarów odszkodowań.
Ale czy to znaczy, że spiski nie istnieją? Jones zwariował czy może zwariował świat? I czy rzeczywiście – jak przekonują amerykańskie media głównego nurtu - porażki sądowe Jonesa są zapowiedzią przyszłych sukcesów w walce z internetową dezinformacją?
I.
Kto raz widział INFOWARS, program Alexa Jones’a, ten nie pomyli go z żadnym innym. Jones ryczy głosem demona ze starej gry wideo albo deathmetalowego wokalisty z długim stażem. W trakcie wielominutowych rantów - czyli pełnych wzmożenia monologów – oskarża rząd USA o wszelkie możliwe intrygi: eksperymenty na ludziach, zatruwanie wody chemikaliami, dostarczanie broni Al-Kaidzie i utrzymywanie kontaktów z międzynarodową siatką pedofilów. Jones ryczy, krzyczy, czerwieni się na antenie lub prawie płacze opisując jakąś wyjątkową niegodziwość. Przez dwadzieścia lat INFOWARS stało się – mniej znanym w Europie, ale szeroko rozpoznawalnym w USA – symbolem popkultury. Postacie wprost inspirowane Jonesem zaczęły pojawiać się w serialach, kreskówkach, grach.
Jones nie zawsze był, rzecz jasna, postacią z liczoną w milionach widownią. Zaczynał jako dwudziestolatek w osiedlowej telewizji, w internecie doby modemów i list mejlingowych, dosłownie nadając z własnej sypialni. W latach 90-tych angażował się (lub w pojedynkę inicjował) jedne z najbardziej wariackich i bezczelnych akcji przeciwko rządowi USA. Jak na przykład odbudowę kościoła w Waco – miejscu niesławnego ataku agentów federalnych na lokalnych sekciarzy, w którym rząd USA rękami swoich funckjonariuszy pomógł spalić żywcem trochę wiary. (Nie trzeba było być radykalnym spiskowcem, żeby krytykować ten konkrentny epizod, ale jednak do dziś pamięć o Waco jest domeną skrajnej prawicy). Jones straszył swoich widzów szpiegowaniem ze strony państwa (słusznie), obwiniał też je za wszystkie zamachy (mylnie) i przestrzegał w 2001 roku, że USA wykorzysta niejakiego Bin Ladena do wywołania wojny z Afganistanem albo Irakiem (sprawdziło się). Wczesny internet (i szczytowe czasy „radia gadanego”) sprzyjały Jonesowi, ale nie ma też co ukrywać, że pomógł mu talent, wygląd i gorąca (auto)nienawiść do Ameryki czasów środkowego i późnego Busha. Wojna w Iraku, mówi to państwu coś?
Nazwiska Jonesa na dobre skleiło się z najważniejszymi teoriami spiskowymi ostatniego dwudziestolecia, w tym także ruchem antyszczepionkowym i negowaniem masakry Sandy Hook. W INFOWARS pracę znaleźli wyznawcy teorii Pizzagate, mówiącej że w piwnicy waszyngtońskiej pizzerii demokratyczni politycy-porywacze przetrzymują dzieci. Struktura mitu stojącego za Pizzagate jest bardzo podobna do antysemickich legendach o krwi i do pogłoski, która rozpętała pogrom kielecki. A i w przypadku Pizzagate na miejscu pojawił się uzbrojony mężczyzna, który – wierząc w opowieść o demokratach-pedofilach – faktycznie zaczął strzelać (choć szczęśliwie nikogo nie zabił, ani nie zranił). Mainstreamowe media znalazły zaś w Jonesie wymarzonego przeciwnika. Odwdzięczając mu się za jego nieprzejednaną nienawiść do głównego nurtu, też przeinaczały jego słowa, oskarżały o rzeczy, jakich nie mówił i tendencyjnie montowały klipy wideo z jego udziałem, aby zrobić z Jonesa oszołoma większego niż jest w rzeczywistości.
Gdy Trump wygrał, platformy cyfrowe, operatorzy płatności i amerykańskie korporacje zaczęły odcinać się od skrajnej prawicy. Jones „spadał” z kolejnych serwisów. Choć były i wyjątki. W 2018 roku w głośnym wywiadzie prawa do głoszenia swoich teorii na Facebooku przez Jonesa, a także wolności do wypowiadania kłamstwa oświęcimskiego, bronił założyciel platformy Mark Zuckerberg. Prawda jednak jest taka, że akcje przeciwko Jonesowi, jakie zniszczyłyby wiele niezależnych mediów, jego być może nawet wzmocniły. Skoro INFOWARS przez dwadzieścia lat przekonywało swoich słuchaczy i widzów, że jest na wojnie z Waszyngtonem, korporacjami i komercyjnymi mediami, to odwet ze strony tych samych instytucji tylko wzmocnił wiarygodność Jonesa w oczach jego widzów. I nie doprowadził do bankructwa: według jednego z udostępnionych sądom dokumentów, kanał Jonesa przynosił nawet 125 milionów dolarów przychodu rocznie.
II.
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.