Polska 2050 Szymona Hołowni obiecywała, że wchodzi do polityki „aby zmienić Polskę na pokolenia”. Po kilku latach obecności tego ugrupowania w polityce, wiemy już jaki kraj chce ona kolejnym pokoleniom zostawić.
Kraj nędznych emerytur, olbrzymiej dziury w NFZ i ZUS i uśmieciowionego rynku pracy, gdzie nawet nauczycielka, ratownik medyczny i być może żołnierz będzie jednoosobową firmą „na fakturkę”. Społeczeństwo w wieku produkcyjnym zresztą nie będzie miało w tym kraju wyjścia innego niż założyć firmę i uciekać od płacenia podatków i składek. To na ostatnich żyjących jeszcze w 2050 roku etatowców i sektor publiczny przeniesiono bowiem ciężar utrzymania dziesiątek milionów emerytów, którzy dzięki hojnej polityce Szymona Hołowni i Ryszarda Petru nie odłożyli ani złotówki na emeryturę. Dzięki zaoszczędzonym pieniądzom kupili mieszkania na wynajem w Krośnie, Kraśniku i Krotoszynie. Do nich jednak też trzeba dopłacać, bo wskaźnik dzietności dzięki spełnionym obietnicom „zakończenia rozdawnictwa” i obcięcia świadczeń konsekwentnie spada poniżej 0,5 dziecka na parę i chętnych na wynajem inwestycyjnych multipaków brakuje. Imigranci – ściągani pod bieżące zapotrzebowane firm – oczywiście są, ale dzięki deregulacji rynku mieszkaniowego można ich zakwaterować w dziewięciometrowych mikrokawalerkach na obrzeżach metropolii, miasteczkach namiotowych i wagonach na bocznicach kolejowych.
W roku 2050 zdecydowaną większość budżetu państwa pochłania finansowanie świadczeń opieki zdrowotnej i emerytur milionom o̶b̶y̶w̶a̶t̶e̶l̶i̶ jednoosobowych działalności gospodarczych, które jechały na „wakacjach od ZUS” przez ostatnie dwie dekady. Zaciśnięty fiskalnym gorsetem zerowego deficytu budżet ratują kolejne projekty prywatyzacji publicznych zasobów – po sprzedaniu elektrowni atomowej, wodociągów, kolei i fabryk amunicji przyszedł czas na lasy państwowe, Tatrzański Park Narodowy i linię brzegową Bałtyku, o którą zabiega chiński państwowy sektor deweloperski. Minister Środowiska ogłosza, że racjonowanie wody pitnej dla osób, które nie wyrabiają z tygodniową stawką roboczogodzin jest uzasadnionym sposobem na motywacje do pracy jadących na gapę darmozjadów.
Żartuję. Ale tylko trochę.
Historia o tym, jak Polska2050 Szymona Hołowni przeszła drogę od partii „zielonego konserwatyzmu”, ducha kościelnej nauki społecznej, humanitaryzmu i socjalnej wręcz korekty w centrum polskiej polityki do tego, czym jest dziś, nie jest może szokująca. Szczególnie biorąc po uwagę, gdzie to „centrum” polityki w Polsce było przez lata. Ba, gdyby ugrupowanie Hołowni nazywało się Polska1997 to by nawet miało sens. Ale – żarty na chwilę na bok – skala oportunizmu, plastyczności poglądów i cynicznego spinu połączonego z wulgarnością poglądów wyrażanych przez Marszałka Sejmu zasługuje na odnotowanie.
Dziś Hołownia opowiada, że składka zdrowotna „nie leczy, lecz zabija”. Mózg ekonomiczny jego partii, Ryszard Petru, z elegancją zawieszonego peceta powtarza w koło, że trzeba obciąć składki, deficyt, podatki i wydatki publiczne, a wszystko to oddać przedsiębiorcom ograbionym przez Polski Ład. Zaznaczmy – jak sam bez cienia wstydu przyznał – najwięcej oddając tym najzamożniejszym. Zaś ludziom na etacie po 2027 roku, i to o ile deficyt spadnie poniżej 3%. (Spoiler: najprawdopodobniej nie spadnie). Polska 2050 jest partią jednego tematu - obniżania danin dla biznesu. W każdym innym – CPK, migrantów i uchodźców, inflacji, Zielonego Ładu, 800+ czy aborcji – gotowa jest zmienić zdanie (na dokładnie przeciwne).
Nie zawsze tak było. Cofnijmy się do roku 2020 i kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni oraz powołania przez niego najpierw ruchu społecznego, think-tanku i wreszcie partii. Wówczas Szymon Hołownia zapowiadał projekt radykalnie odmienny od tego, czym jest dziś. Nie bez powodu wokół projektu PL2050 orbitowało lub wprost dołączyło grono społeczników i społeczniczek (z których cześć znam). PL2050 była wtedy otwarta na przyjmowanie działaczy i polityków o bardziej społecznym nastawieniu – nieważne, czy z PO, Lewicy czy szerokiej prawicy. Kluczowymi punktami w programie Hołowni – obok zakończenia PO-PiS-owskiego klinczu i toksycznej polaryzacji – były transformacja energetyczna i ochrona środowiska, poprawa jakości usług publicznych i zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia oraz oświatę, zdrowie kobiet, poprawa losu osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, wsparcie dla osób wykluczonych i zwiększenie dostępności mieszkań. Wszystkie te deklaracje do dziś są łatwo dostępne na stronach internetowych PL2050.
Co ciekawe, nie ma tam też słowa o obniżaniu składek i podatków, poza propozycją jednolitej daniny (wartą rozważenia) i rodzinnego PIT-u (czego nie liczyłem, więc się nie wypowiem). Co stało się po drodze, że Hołownia postanowił z tematu, który go mało zajmował, uczynić treść swojej dalszej politycznej kariery? Tożsamość Hołowni jako kogoś “spoza układu” przestała działać, trzeba było wymyślić nową. A że polityk-prezenter-celebryta potrafi odnaleźć się w wielu rolach, to i nagła zmiana kostiumu przyszła mu łatwo. Nawet jeśli wymagała zwrotu o 180 stopni i wejścia dokładnie w tę logikę wojny PO-PiS, której Polska 2050 miała dać kres. A depolaryzacyjny (dobry!) pomysł Hołowni padł w bolesnej agonii, gdy okazało się że totalna polaryzacja to jedyna twarda waluta polskiej polityki. A antypisizm to nie forma, lecz treść – logika bycia w opozycji nakazywała opowiedzieć się dokładnie przeciwko (nieomal) wszystkiemu, co głosili i robili wówczas rządzący.
W sprawie kryzysu humanitarnego na granicy z Białorusią Hołownia uważał więc, że „trzeba zakończyć tę obrzydliwość”, bo funkcjonariusze Straży Granicznej hańbiąc Orła Białego na czapce „samotne, głodne, biedne, opuszczone przez wszystkich poza swoimi najbliższymi dzieci (…) odwożą na granicę, zostawiając w środku lasu, pustkowia”. Polska 2050 apelowała o zwołanie Okrągłego Stołu Humanitarnego. Dziś deklaruje: „żołnierze powinni strzelać do bandytów (…) nikt nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości”. Żołnierze i pogranicznicy, którzy wywozili głodne dzieci do lasu stali się „bohaterskimi żołnierzami, którym państwo polskie zaoferuje każde możliwe wsparcie”. W 2022 mówił o strefie przygranicznej, że jej zamknięcie oznacza „brak jakiegokolwiek wsparcia i nadziei” dla podlaskich przedsiębiorców i domagał się finansowych rekompensat dla wszystkich dotkniętych jej działaniem. Dziś uważa, że „jeśli rząd twierdzi, że potrzebna jest strefa buforowa, to ja mu ufam”. W 2021 mówił, że jest „dumny z Franka [Sterczewskiego]”, dziś grozi działaniami hybrydowymi i mówi, że „kibicuje fortyfikacji granicy”.
Jeszcze lepiej jest ze składkami.
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.