Technokracja. Cała władza w ręce miliarderów.
Nie po raz pierwszy pojawia się pokusa, by powierzyć los ludzkości totalitarnej elicie i ich dyktaturze logiki, efektywności i rozumu.
Wielkiemu Technatowi nie dane było się urodzić. Były lata 30. XX wieku i nawet w najbardziej uprzemysłowionych społeczeństwach świata gołym okiem widać było kryzys. Upadały banki, waluty i całe gospodarki: najbardziej przewidywalne instytucje nowoczesnego świata okazywały się w rzeczywistości mało stabilne i wadliwe. Zarówno biedni, jak i zamożni poszukiwali nadziei w nowych ideologiach, które obiecywały obalić stare instytucje i zaprowadzić nowy porządek.
Grupa inżynierów i wizjonerów w Ameryce Północnej miała swoją odpowiedź na totalitaryzmy panoszące się w Europie i niewydolny ich zdaniem, biurokratyczny kapitalizm USA i Kanady. Technokracja. Światem powinni rządzić nie politycy, lecz technologowie. Zamiast niespójnej, podatnej na spekulację i kryzysy dystrybucji dóbr przez rynki i pieniądz, należy wprowadzić pełną automatyzację i zastąpić wymianę waluty wymianą energii – nową uniwersalną jednostką produktywności. Program Technokratów zakładał tak gruntowną przemianę społeczeństwa, że trudno w ogóle pomieścić go w ramach jakiejś dzisiejszej ideologii – były tam elementy radykalnie lewicowe, faszystowskie, libertariańskie, utylitarne i utopijne.
Przyszły świat dobrobytu i bezpieczeństwa, jaki projektowali Technokraci zakładał między innymi likwidację banków centralnych i pieniądza jako takiego, władzę jednej organizacji (ale nie partii), krótki dzień pracy i pełne zaspokojenie potrzeb wszystkich uczestników życia gospodarczego. Granice państw na kontynencie amerykańskim powinny się rozpłynąć – nowy byt, nie państwo lecz dyktaturę postępu i rozumu, nazywać się będzie Technatem. Rządzić powinna elita inżynierów, która swoimi talentami dowiodła już nieraz, że potrafi projektować rzeczy, które działają – w przeciwieństwie do bankierów czy polityków. Drukowane pieniądze trzeba będzie zastąpić jednostkami energii, stare imiona nowymi, dylematy wczoraj – wizjami jutra. Złośliwi nazywali jednak ten pomysł „technologicznym sowietem”.
Wybuch drugiej wojny światowej nie pomógł Technokratom, przeciwnie. Gospodarka i rynek pracy, zamiast się w zgodzie z ich prognozami załamać, przeszły w tryb wojennej centralizacji i wskoczyły na wyższy bieg. USA przed osunięciem się w totalitaryzm uratowali nie błyskotliwi wynalazcy i geniusze technologii, ale administracja Franklino Delano Roosevelta i jego reformy. W końcu w czasach wojennej mobilizacji zaczęto Technokratów zwalczać. Nie jakoś szczególnie brutalnie: dochodziło jednak do konfiskat, zamykania przed nimi sal na spotkania i procesów sądowych z zarzutami o działalność wywrotową w tle. Niektórzy z Technokratów w świetle słabnącej popularności ruchu związali się równolegle z radykalnie prawicowymi albo faszyzującymi organizacjami, co tylko dołożyło się do ich kłopotów.
Jeden z głęboko rozczarowanych dyrektorów Technocracy Inc., kanadyjski polityk, lekarz, podróżnik, wizjoner i aktywista antykomunistyczny Joshua N. Halderman postanowił rzucić wszystko i uciec tak daleko, jak się da – do Południowej Afryki. Miał już dość kłopotów z prawem, delegalizacji Technokracji przez kanadyjski rząd, ignorowania przez władze kolejnych propozycji reform, jakie zgłaszał. W RPA Halderman do swoich bogatych zainteresowań dołożył jeszcze lotnictwo i poszukiwanie zaginionych cywilizacji. Jego piękna córka rozpoczęła w nowej ojczyźnie karierę modelki, a w 1971 urodził się jego wnuk. Do dziś niektórzy mówią, że ma wiele z dziadka. Nazywa się Elon Musk.
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.