Niewidoczne ofiary wojny Putina
Czyli jak inwazja na Ukrainę pogłębia kryzysy humanitarne na świecie i pomaga głodzić ludzi.
Słowo na pięć liter, stoi na nim cała cywilizacja.
„z-b-o-ż-e”. Pasuje.
Rynki żywności to serce światowej gospodarki. Ale podobnie jak z innymi rzeczami, o których nie myślimy, póki działają – uświadamiamy sobie ich znaczenie, dopiero gdy coś zaczyna mocno szwankować.
Jak ze zdrowiem: niepokojące kłucie w klatce piersiowej przypomina nam, że dawno nie byliśmy u lekarza i wypadałoby o siebie zadbać. Oby nie było za późno! Pójdźmy dalej tropem tej medycznej metafory. Coś, co dla nas na Zachodzie jest tylko nieprzyjemną dolegliwością – dla innych może oznaczać wyrok śmierci lub wieloletnie kłopoty. No i tak, jak na codzień większość z nas nie analizuje godzinami swojego stanu zdrowia, tak nie sprawdzamy też co rano hurtowych cen pszenicy i nie zastanawiamy się nad drożnością światowych kanałów komunikacyjnych, którymi płynie zboże, olej i nawozy. Póki to wszystko sprawnie pracuje i spełnia swoje funkcje, jest dobrze. Serce bezpiecznie puka, ciśnienie w normie, nic nas nie zaczyna dziwnie dusić w nocy.
Aktualnie dobrze nie jest. Co prawda dopiero widzimy pierwsze symptomy szoku –inflację, skaczące do góry ceny zboża i oleju na światowych giełdach, przebijające się czasem do naszej uwagi apele organizacji pomocowych i billboardy z twarzą głodnego dziecka wyklejane na ulicach Warszawy przez UNICEF albo Polską Akcję Humanitarną. Jeśli ktoś ma w rodzinie rolników, to wie pewnie o zaburzeniach w produkcji żywności więcej i słyszał o kłopotach wcześniej. Ale do zdecydowanej większości z nas póki co docierają tylko wciąż najłagodniejsze z konsekwencji poważnej choroby. Ale rynek żywności – to serce światowej gospodarki – właśnie przeżywa zawał. Rosja i Ukraina razem wzięte są jednymi z największych producentów zboża i ojeju słonecznikowego na świecie. Białoruś liczącym się producentem nawozów. Te kraje, które są jednym ze „spichlerzy świata”, właśnie zaczęły między sobą wojnę.
I.
Gdyby ktoś wam powiedział, że wskutek inwazji Putina na Ukrainę mogą zginąć tysiące Jemeńczyków, Afganek czy Somalijczyków, uznalibyście to być może za wariactwo. Ale to właśnie się dzieje. Rosja i Ukraina odpowiadają za wielką część światowego eksportu żywnosci. Nawet 12% spożywanych na świecie kalorii pochodzi z tych dwóch krajów. A z czarnomorskich portów, na które właśnie spadają bomby, pochodzi połowa – a w niektórych przypadkach nawet 80% – pszenicy trafiającej na rynki w Afryce i państwach Bliskiego Wschodu. W Polsce możemy być spokojni o pełne lodówki – jedzenia w naszym kraju nie zabraknie nawet w najgorszym z możliwych scenariuszy. Ale to właśnie uboższe kraje i państwa, które w ostatnich latach przyjęły najwięcej uchodźców – pogrążone w swoich własnych kryzysach gospodarczych Liban czy Turcja – doświadczą największych podwyżek cen żywności. A tam, gdzie dziś mamy już do czynienia z katastrofą humanitarną, w Jemenie czy Afganistanie, może dojść do jej drastycznego pogorszenia.
Póki co sankcje nałożone na Rosję nie dotyczą eksportu żywności, ale międzynarodowi dostawcy i tak boją się lub nie chcą robić interesów z krajem, który może lada chwila okazać się niewypłacalny, a odcięcie od międzynarodowego systemu bankowego utrudni robienie interesów. „The Economist” pisze, że zachodnie banki już nie chcą kredytować zakupów zbóż z Rosji. A w związku z wojną i sankcjami wywóz coraz większej liczby niezbędnych produktów z Rosji i tak stanie – rząd Federacji Rosyjskiej będzie wstrzymywał eksport na przykład nawozów czy olejów, żeby utrzymać ceny produkcji żywności na krajowy rynek na jak najniższym poziomie.
Jeszcze gorzej jest oczywiście w Ukrainie. Rolnicy zamiast obsiewać pola, bronią swoich domów lub ukrywają się przed nalotami w schronach. Zeszłoroczne zbiory niektórych produktów, zamiast płynąć przez morza do odbiorców utknęły w portach. Media donoszą, ze już 300 statków wiozących zboże i kukurydzę zostało zablokowanych przez Rosjan, a aktualny ukraiński eksport przez Morze Czarne „równa się zeru”. Tylko z tego powodu ukraińska gospodarka straci 6 miliardów dolarów. Nawet jeśli znajdują się ubezpieczyciele chętni, by zabezpieczyć transporty, stawki, jakie musieliby zapłacić dostawcy, już skoczyły kilkukrotnie – ale to i tak teoretyczny problem w sytuacji, w której transport morski z Ukrainy właściwie się zatrzymał, a kolejne porty mogą zostać jeszcze zniszczone. Eksport drogą lądową na przykład przez Polskę też jest dziś niezwykle utrudniony i niebezpieczny, a i tak dziś to nie rynki europejskie znajdują się w największej potrzebie.
Do tej długiej listy problemów należy dopisać też niezwykle słaby zbiór w Chinach –co spowoduje, że ceny wzrosną dla innych krajów, nawet jeśli sami Chińczycy będą w stanie zaspokoić swoje własne potrzeby. Zaś inni światowi eksporterzy – Kanada czy Australia – nie byli na razie w stanie uzupełnić braków.
Te wszystkie okrągłe pojęcia – „szok podażowy” czy „niestabilność na rynkach” – znaczą tak naprawdę jedno i to samo: głód.
II.
Choć do niedawna wydawało się to nie do pomyślenia, w coraz zamożniejszym świecie – gdy miliarderzy wysyłają swoje własne rakiety w kosmos i fantazjują o kolonizowaniu innych planet – liczba głodujących znów rośnie. 811 milionów ludzi na świecie cierpi z powodu niedożywienia, a od 2019 roku z powodu pandemii COVID i zaburzeń w międzynarodowym handlu, liczba głodujących powiększyła się ponad dwukrotnie – ze 135 do 276 milionów. Są takie miejsca na świecie, które plagi wojny, powodzi, pandemii, zapaści służby zdrowia, fatalnych zbiorów i pandemii dotknęły w tym samym czasie. Jednym z nich jest Jemen.
Choć dziś oczy wszystkich na Zachodzie zwrócone są na Ukrainę, to jeden z największych kryzysów humanitarnych naszych czasów trwa nieprzerwanie od 2014 roku w tym najbiedniejszym z krajów półwyspu arabskiego. Wojna w Jemenie zaczęła się w 2014 r. i do dziś pozostaje jednym z najbardziej ignorowanych przez zachodnią opinię publiczną konfliktów zbrojnych. Powodem jest m.in. to, że w tym ubogim i zdewastowanym przez głód kraju walczą ze sobą sojusznicy i rywale Stanów Zjednoczonych. Kontrolujący stolicę – i nieuznawany przez świat – szyicki ruch Huti wspierany jest przez Iran. Jego przeciwników, siły byłego prezydenta Hadiego, wspiera zbrojnie międzynarodowa koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej, tradycyjnego sojusznika USA w regionie. Walczących z Huti separatystów na południu popierają zaś Zjednoczone Emiraty Arabskie, które dziś prowadzą własną grę dyplomatyczną, lawirując między Ameryką i Rosją na forum ONZ. Wobec jemeńskiego konfliktu stosuje się więc czasem pojęcie proxy war, czyli wojny przez pośredników. Słowem, światowe i regionalne potęgi biją się o wpływy, a kraje takie jak Jemen skazane są na bycie w tej rywalizacji poligonem. To trochę tak, jak gdyby do wojny w Donbasie po 2014 roku na dużą skalę włączyły się kraje NATO, na przykład USA i Turcja, a Rosja miliardami dolarów sponsorowałaby parcie „zielonych ludzików” na Kijów, a równolegle obie strony postanowiły bombardować z powietrza siebie nawzajem oraz Polskę i Białoruś, używając do tego dronów i najnowocześniejszych rakiet.
„Być może nie wiecie tego z mediów, gdzie o naszą uwagę konkurują najróżniejsze kryzysy, ale to Jemen zasługuje na miano największej katastrofy humanitarnej na świecie. Dwie trzecie populacji kraju, prawie 21 mln ludzi, potrzebuje pomocy humanitarnej. W Jemen uderzyły naraz brutalny konflikt zbrojny, blokada ekonomiczna, załamanie się kursu waluty, powodzie i COVID w kraju, gdzie tylko połowa placówek ochrony zdrowia w ogóle działa” – alarmowały pod koniec roku instytucje ONZ.
Szacunki liczby ofiar konfliktu bardzo się różnią, ale wojna kosztowała już życie nawet 335 tys. osób – a według szczególnie przerażającego zeszłorocznego opracowania ONZ, 70% ofiar to dzieci poniżej piątego roku życia.
Wojna w Jemenie jest jednak wyjątkowa także z tego powodu, że obydwie zwaśnione strony – ta wspierana przez Zachód i ta przez Iran – oskarżane są o stosowanie głodu jako broni w wojnie. Hutich posądza się o rozkradanie pomocy humanitarnej i sponsorowanie swoich własnych działań zbrojnych przy użyciu zrabowanych dóbr. Arabii Saudyjskiej zarzuca się niszczenie cywilnej infrastruktury niezbędnej do przeżycia – gospodarstw rolnych czy szpitali – i nie dostarczanie nawet podstawowych usług, na przykład elektryczności, na de facto kontrolowanych przez siebie terenach, gdzie za relatywnie niewielkie pieniądze mogłaby odbudować szpitale i infrastrukturę. Zorganizowana przez saudyjskie siły blokada morska Jemenu na różnych etapach konfliktu uniemożliwiała lub opóźniała dotarcie do kraju transportów z żywnością i pomocą. Według World Food Programme, organizacji ONZ zajmującej się walką z głodem, dziś w Jemenie pomocy humanitarnej potrzebuje 21 milionów osób, między 16-19 milionów cierpi głód, a 3,5 miliona z nich to kobiety w ciąży i młode mamy z dziećmi.
To właśnie dlatego tak wielki odsetek ofiar śmiertelnych tego konfliktu stanowią nie żołnierze, ale najmłodsze dzieci. Wygłodzone matki nie mają siły rodzić – co udokumentował raport ONZ – a jak rodzą, to z dala od lekarza, bo szpitale są celem w tej wojnie. Od początku tej wojny więcej osób zginęło z powodu głodu i chorób niż od kul i rakiet.
III.
World Food Programme dostarcza do Jemenu żywność, a na miejscu – choć nie jest to ani łatwe, ani bezpieczne, a nie pomagają też w tym międzynarodowe sankcje –działają organizacje pomocowe. Ale… w tym momencie musimy wrócić do inwazji Putina na Ukrainę. Koszty prowadzenia działań pomocowych tylko z powodu rosnących cen żywności już wzrosły dla WFP od 2019 roku o 30%. Jak informowało BBC i „Guardian” część darczyńców charytatywnych zdecydowało się wesprzeć dziś pomoc Ukrainie kosztem na przykład krajów afrykańskich, w związku z czym nie dopinają się dziś budżety pomocowe dla projektów w między innymi Afganistanie, Etiopii czy Sudanie Południowym. Jedną z decyzji, jakie musiał podjąć WFP w Jemenie, było… zmniejszenie racji żywnościowych dla ośmiu milionów ludzi.
A nie tylko żywność drożeje. W związku z tym, że Rosja jest jednym z największych dostarczycieli energii dla świata, rośnie też cena ropy. Aby zdusić ceny tego surowca, Zachód musiałby zachęcić do jego większej produkcji jednego z liczących się producentów. To na przykład Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie albo Iran – czyli dokładnie te same kraje, które swoim wsparciem zbrojnym dokładają się do humanitarnej katastrofy w Jemenie. Naprawa relacji z Iranem rozwścieczy Izrael i Saudów, co na pewno nie skończy ich zaangażowania w tę wojnę. Z drugiej strony, Arabia Saudyjska i tak nie reaguje na prośby administracji Bidena i nie zwiększa produkcji ropy – bo rządzący nią książę Mohamed bin Salman uważa się (trochę jak Putin) za ofiarę USA i domaga lepszego traktowania.
Jednocześnie Arabia Saudyjska zarabia na wysokich cenach ropy i nie chce otwarcie zaszkodzić Rosji, z którą łączy ją członkostwo w światowym klubie producentów czarnego złota (i nie tylko to). Saudyjczycy nie spieszą się z ukaraniem Rosji za wojnę, bo sami prowadzą swoją własną wojnę w bliskim sąsiedztwie. I na sesji ONZ na przełomie lutego i marca – dokładnie wtedy, kiedy Narody Zjednoczone potępiały rosyjską agresję – Zjednoczone Emiraty Arabskie i Arabia Saudyjska uzyskały de facto, także przy poparciu Rosji, dalszą zgodę na jej prowadzenie. ONZ zgodził się bowiem na dalsze sankcje i zakaz eksportu broni do Jemenu – ale dotykający tylko Hutich, których USA decyzją Trumpa wpisały na listę organizacji terrorystycznych. Biden odwrócił tę decyzję, ale teraz rośnie presja, by wrócił do polityki czasów Trumpa. „Pomóżcie nam zabijać i głodzić ludzi w Jemenie, a my w zamian pomożemy wam przeszkodzić Putinowi zabijać ludzi w Ukrainie” – tak w najbardziej brutalnych słowach wygląda ten ekonomiczny szantaż.
W ten sposób wojna Putina w Ukrainie doprowadzi do głodu kolejnych dziesiątek albo setek tysięcy ludzi na świecie. „Szok podażowy”, czyli brak żywności na rynkach i skok cen. Kraje konkurujące o coraz droższe zboże oraz ściśnięte gorsetem budżety organizacji pomocowych. Spirala inflacji. Energetyczna dyplomacja, która domaga się zgody na więcej krwi.
Skutki zawału serca światowej gospodarki, które dla nas będą tylko bolesnym skurczem, a dla biedniejszych od nas wyrokiem śmierci.
I ostatnie: World Food Programme, który pomaga wyżywić dziesiątki milionów na świecie, blisko połowę zboża i oleju słonecznikowego otrzymywał… z Rosji i Ukrainy.