Lynch: Realiści mieli rację
Poprzeczka oczekiwań została zawieszona tak wysoko, że właściwie przygotowaliśmy grunt pod ukraińską klęskę.
Z Lily Lynch mieliśmy spotkać się przed polskimi wyborami i porozmawiać o czymś zupełnie innym. Złośliwa rzeczywistość chciała inaczej. Ale w moich zakładkach w przeglądarce (i w głowie też) cały czas tkwił ostatni tekst mojej rozmówczyni dla “New Statesmana”, w którym boleśnie wytyka naiwność zachodniego myślenia o Ukrainie. I pisze o pułapce zbyt wysokich oczekiwań.
“Po osiemnastu miesiącach wojny rozgorączkowany medialny hajp ustąpił miejsca grozie. Sięgnęliśmy dna rozpaczy, portrety gloryfikujące ukraińskich przywódców jakby zbladły, a chudną też szeregi zachodniej publiki, która traktowała wojnę jak sport – a Ukrainę jako czarnego konia rozgrywek stawiającego się silniejszemu faworytowi. Wkrótce pewnie wielu z nich znajdzie nową konflikt do obserwowania, a ich uwagę pochłonie amerykański wyścig prezydencki” – pisała profetycznie, bo przecież jeszcze przed atakiem Hamasu na Izrael, w swoim artykule Lynch.
Korzystając z okazji nie mogłem nie sięgnąć po słuchawkę i nie poprosić o ten zaległy wywiad - tym bardziej, że tezy Lily nabrały w kontekście ostatnich wydarzeń nowej aktualności. Jeśli i Wy jesteście ciekawi, czy (i czemu) “realiści mieli rację” - zapraszam do lektury!
Jakub Dymek: Napisałaś niedawno długi tekst o tym, że “realiści mieli w sprawie Ukrainy rację”. Wiem, że to jest zdanie, które w Polsce budzi olbrzymi opór i kontrowersje, więc zapytam cię wprost - rację w czym?
Lily Lynch*: Skupiłam się tak naprawdę na jednej rzeczy, którą realiści podnosili od początku inwazji na Ukrainę. I nie mówię tu nawet o profesorze Johnie Mearsheimerze, bo to nie on był inspiracją dla mojego eseju, ale ludziach takich jak Patrick Porter, Ben Friedman czy Justin Logan. A oni podkreślają od dawna, że istnieje przepaść między retoryką, która towarzyszy pomocy Zachodu dla Ukrainy, a tym co naprawdę gotowi jesteśmy zrobić.
Z jednej strony opowiadamy sobie i światu pewną opowieść, w której od losów Ukrainy zależy przyszłość demokracji i zachodnich wartości, bezpieczeństwo NATO, cały ład międzynarodowy. Z drugiej strony, widać wyraźnie, że nie ma woli politycznej ani zasobów, nawet po stronie USA, żeby za tą retoryką poszły czyny. Mamy więc “przepaść retoryczno-polityczną”, przed którą przestrzegali właśnie realiści. A do tego politycy publicznie mówią, że wierzą w sukces i możliwości Ukrainy, które sami prywatnie i off the record poddają później w wątpliwość.
Oczekiwania zostały postawione za wysoko?
Poprzeczka oczekiwań została zawieszona tak wysoko, że właściwie przygotowaliśmy grunt pod ukraińską klęskę. To znaczy: być może nigdy nie istniał realistyczny scenariusz, w którym Ukraińcy dokonają wszystkiego, co sobie obiecywaliśmy. Ukrainie udało się odepchnąć pierwszy atak dużo silniejszego przeciwnika, i to samo w sobie było sukcesem. Ale kolejne cele, choćby wiarygodna ścieżka akcesji do NATO dla Ukrainy, upadły błyskawicznie. I to sam Sojusz Północnoatlantycki się z tego wycofał na szczycie w Wilnie. Myślę więc, że również prezydent Zełeński i Ukraińcy zgodziliby się, że oczekiwania wobec kontrofensywy czy szybkiego zwycięstwa były w tych okolicznościach zawyżone. A i w drugą stronę – czyli oczekiwania tego, jak bardzo Zachód pomoże - również.
Dziś prezydent Biden mówi, że będziemy wspierali Ukrainę tak długo, jak to konieczne. Biorąc pod uwagę pewien zawód i rozczarowanie wobec tego konfliktu, jest pokusa, żeby zapytać: tak długo, jak to konieczne, żeby zrobić co?
Ale obietnice wsparcia w ustach prezydenta Bidena to nie tylko slogan, ale też polityka amerykańskiej administracji. Dlaczego mielibyśmy poddawać w wątpliwość prawdziwość tych deklaracji?
Wierzę, że to jest oficjalna polityka prezydenta Bidena i wierzę, że cieszy się ona szerokim poparciem w partii demokratycznej. Choć ostatni sondaż pokazuje, że 62% wyborców demokratów popiera dalszą pomoc zbrojną Ukrainie, więc nie jest jakaś przytłaczająca większość. Pojawia się już zmęczenie wojną. Więc prezydent może obiecywać dalsze wsparcie dla Ukrainy “tak długo, jak to będzie konieczne”. Gdy jednak do władzy dojdzie ktoś inny - prawicowy populista, powiedzmy - może okazać się, że już tak konieczne nie jest.
To jest rzeczywiście nieszczęście i jest w tym pewna niesprawiedliwość, że wiele regionów świata jest tak naprawdę zależnych od tego, co wydarzy się w amerykańskiej krajowej polityce. Nawet więcej: to jest czynnik destabilizujący sytuację globalnie. Bo inne państwa nie mogą spodziewać się kontynuacji działań między odchodzącą i obejmującą stery władzy administracją.
Zgoda z tym, że Biden mocno zainwestował w Ukrainę. Ale porażka Kijowa byłaby z punktu widzenia prestiżu USA bolesna nie tylko dla demokratycznej, ale i republikańskiej elity. Stąd nie sądzę, że - pomimo tego, co teraz mówią - pospieszą błyskawicznie poddać Ukrainę.
Racja, choć demokraci i Biden osobiście postawili, jeśli mowa o walucie prestiżu, szczególnie dużo. Demokraci są związani z tą wizją konfliktu demokracji i autokracji. Biden rozpoczął cały ten “Szczyt dla demokracji”, który ma pokazywać, że USA całą politykę globalną widzi już przez pryzmat wspierania demokratycznych sojuszników. A co więcej wsparcie dla Ukrainy stało się czymś w rodzaju przedłużenia polityki wewnętrznej. Bo Trump również jest dla nich autokratą – a więc w jakimś sensie Ukraina walczy za granicą o to samo, o co my walczymy na arenie krajowej. Więc porażka Ukrainy nie będzie tylko utratą jej własnej niepodległości, ale także - z amerykańskiego punktu widzenia - porażką całej wizji polityki zagranicznej, w którą zainwestowano dużo pieniędzy, czasu i politycznego kapitału.
Zaś jeśli chodzi o republikanów…
…właśnie!
…to się z tobą zgadzam. Pomimo populistycznej retoryki republikańskich polityków i kandydatów, w rzeczywistości podział w partii wcale nie jest tak wielki. Moim zdaniem na poziomie elit politycznych mamy więc tak naprawdę konsensus. Różnica jest gdzie indziej. 59% sympatyków republikanów twierdzi, że USA zrobiły już dość dla Ukrainy. A nawet 71% badanych wyborców republikańskich sprzeciwia się kolejnym transzom finansowania dla Kijowa. Więc panuje rozdźwięk między społeczeństwem, a elitami politycznymi obu partii. Społeczeństwo jest bardziej krytyczne wobec pomocy dla Ukrainy niż ich politycy.
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.