Cecilia Kang: Facebook dał Rosji całe menu dezinformacji
Problem wielkich platform cyfrowych to nie pojedyncze przypadki nadużyć, tylko model biznesowy, który z łatwością mogą wykorzystać obce służby – mówi mi autorka książki „Brzydka Prawda”.
Mówienie o jakimś tytule książkowym, że „zrobił wielkie wrażenie” i „pozostał z nami na długo” to oczywiście zużyta jak skarpetki z H&M-u po jednym praniu klisza. Ale tak właśnie miałem – i mam! – z „Brzydką prawdą”, książką o Facebooku dwóch reporterek „New York Timesa”: Cecili Kang i Sheery Frankel. Kang i Frankel w swojej „antybiografii” Facebooka pokazują firmę jako niekoniecznie oświeconą dyktaturę zbudowaną wokół swojego szefa i jego nie zawsze dojrzałych spostrzeżeń na temat świata. Autorki rzeczowo i bezlitośnie rozwalają mity, jakie firma z Doliny Krzemowej zbudowała wokół siebie, i w które z różnych powodów wierzyły przez lata osoby z różnych stron politycznego sporu. Firma Zuckerbega nie była ofiarą Trumpa, rosyjskich służb i trolli, hakerów i twórców toksycznych treści. To Facebook wybrał model rozwoju, gdzie propaganda i manipulowanie opinią publiczną, naruszanie prywatności użytkowników, narażanie ludzi na dręczenie i szantaże – wszystko jest kosztem, jaki trzeba (a nawet warto!) zapłacić, by osiągnąć cel. Rozwój za wszelką cenę, bo – jak twierdził jeden z szefów firmy – to co dobre dla Facebooka, musi być dobre dla świata.
„Brzydka prawda" o Facebooku to nie o pojedyncze przypadki nadużyć. Wadliwy jest cały system, technologia, cała „maszyna" – jakkolwiek to nazwać. Technologia Facebooka opiera się na powielaniu najbardziej emocjonalnych i poruszających przekazów na platformie, aby podbijać – jak to nazywają – zaangażowanie użytkowników. Czyli, trochę upraszczając, czas i liczbę kliknięć po stronie użytkowników, które z kolei napędzają ruch reklamowy. (…) W jakimś sensie obce służby korzystały z Facebooka całkowicie „legalnie". To znaczy, wykorzystali po prostu narzędzia i usługi, jakie sama platforma udostępniała wszystkim. Więc dlaczego i oni nie mieliby z nich skorzystać? I tak zrobili. – mówi mi Cecilia Kang
Gorąco zachęcam do lektury rozmowy! Cały tekst jest dostępną tylko tutaj i przedpremierowo rozszerzoną wersją wywiadu, jaki ukaże się również na stronach tygodnika PRZEGLĄD w nr 51/2022.
Jakub Dymek: Waszą książkę o Facebooku, „Brzydka prawda", otwiera rozdział zatytułowany „za wszelką cenę". I o to właśnie chciałbym najpierw zapytać: co takiego Facebook próbuje „za wszelką cenę" osiągnąć?
Cecilia Kang: Rosnąć, wygrywać, osiągać największe jak to możliwe zyski – to podejście Facebooka dokumentujemy w naszej książce. Konkurencja i rywalizacja są tak ważnymi elementami kultury w Dolinie Krzemowej, że nie brakuje tam ludzi, którzy widzą konkurencję i rywalizację jako cel sam w sobie. A to spycha pytanie, „po co" na dalszy plan. Dlaczego musimy rozwijać tę usługę? Czemu potrzebujemy aż tylu użytkowników? Po co dokonujemy ekspansji na cały świat? Nie zawsze ktoś zadaje sobie te pytania.
Ale słowo „wzrost" brzmi bardzo niewinnie. Każda firma, jak sądzę, chce zarabiać, a każdy prezes czy prezeska chcą osiągnąć sukces. I zarabiać pieniądze. To biznes.
Facebook bardzo wcześnie zaczął opowiadać światu pewną fałszywą opowieść. Firma Marka Zuckerberga prezentowała się jako pewnego rodzaju usługa publiczna. Przekonywali, że rozwijając platformę społecznościową robią coś w interesie społecznym, a nie tylko gonią za zyskiem. Że nie są normalnym kapitalistycznym przedsięwzięciem, ale firmą, która popycha rozwój ludzkiej cywilizacji do przodu. Misją firmy, jaką Mark Zuckerberg przedstawiał w kolejnych wywiadach i uparcie promował było „łączenie ludzi" i dawanie im narzędzi do utrzymywania kontaktu z bliskimi.
Dziś już jednak decydenci i politycy wiedzą, że Facebook przedstawia tylko jedną, tę pozytywną, stronę swojej działalności, ale nie wyjaśnia, jak to się stało, że na platformie tak szeroko roznoszą się treści nienawistne, dezinformacja, propaganda...
Jaki był zatem koszt realizacji planów? Wielkiej ambicji, aby połączyć świat, stać się największą platformą do komunikacji i łączenia ludzi na planecie, przyćmić wszystkie inne pomysły na sieci społecznościowe.
Odpowiedź na to pytanie to również wyjaśnienie tytułu naszej książki. Andrew Bosworth, jeden z czołowych inżynierów Facebooka i bliskich współpracowników Marka Zuckerberga opublikował w 2016 roku wewnętrzną notatkę do pracowników o tytule Ugly – „brzydkie" czy „paskudne" – w której przedstawia im tytułową „brzydką prawdę" o ich firmie. Oto, co pisze do swoich współpracowników i podwładnych. Facebook jest siłą, która działa z pożytkiem dla świata – a zatem, ostateczne korzyści z sukcesu firmy uzasadniają metody, jakimi trzeba się posłużyć, aby Facebook dalej się rozwijał. „Wszystko co robimy, jest uzasadnione. Kropka" – pisał. Po czym wymieniał, co się może stać: może jakieś dziecko odbierze sobie życie z powodu nękania rówieśników, może naruszona zostanie czyjaś prywatność, może kolejny zamach terrorystyczny zostanie zorganizowany właśnie przy użyciu narzędzi Facebooka....
Gdy po raz pierwszy trafiłem na ten dokument, lektura była dla mnie szokiem. Dla pani też?
Oj, tak. Dzięki tej notatce zobaczyliśmy po raz pierwszy tak wyraźnie, że najwyżsi rangą inżynierowie i dyrektorzy ze świata Doliny Krzemowej mają pełną świadomość, jakie konsekwencje może ze sobą nieść rozwój ich usług i platform za wszelką cenę. „Brzydkie, paskudne" konsekwencje. Jako dziennikarki widzieliśmy oczywiście o tym stylu myślenia w korporacjach technologicznych, słyszeliśmy o tym od ludzi „ze środka". Dopiero jednak wypowiedzi takie jak ta obnażyły, pokazały to w całym bezwstydzie.
To właśnie Dolina Krzemowa mówi sobie o tych wszystkich okropieństwach, gdy chce ukoić swoje sumienia i spać spokojnie. Ludzie pytają mnie, „jak Mark Zuckerberg czy Sheryl Sandberg mogą spojrzeć w lustro, gdy w Birmie Facebook używany jest do ludobójstwa?". Moim zdaniem notatka Boswortha przybliża nas do odpowiedzi.
Wymienia pani różne rzeczy, które zarzuca się Facebookowi i jego usługom – promocję dezinformacji, szkodliwy wpływ na zdrowie psychiczne nastolatków, tolerowanie przemocy... Jest jedna konkretna sprawa, w której chciałaby pani ich „złapać za rękę"?
Wszystkie te rzeczy są same w sobie niebezpieczne, ale „brzydka prawda" o Facebooku to nie o pojedyncze przypadki nadużyć. Wadliwy jest cały system, technologia, cała „maszyna" – jakkolwiek to nazwać. Technologia Facebooka opiera się na powielaniu najbardziej emocjonalnych i poruszających przekazów na platformie, aby podbijać – jak to nazywają – zaangażowanie użytkowników. Czyli, trochę upraszczając, czas i liczbę kliknięć po stronie użytkowników, które z kolei napędzają ruch reklamowy. My jednak wiemy, że kłamstwo roznosi się szybciej niż prawda - a strona główna Facebooka, jego powiadomienia, sugestie polecanych stron prowadzą nas nierzadko w najbardziej toksyczne zakątki strony. Sam model biznesowy jako taki jest problemem.
Jest jednak jedna rzecz, o której warto powiedzieć…
Tak?
Wpływ mediów społecznościowych na psychikę nastolatków. My wiemy, że on jest wielki. Ale tak naprawdę nie mamy jeszcze pojęcia, co tak naprawdę oznacza nauczenie całego pokolenia, że platformy cyfrowe to miejsce szukania w sieci uwagi, dopieszczenia, własnej wartości. Nastolatki mają świadomość zarówno tego, że media społecznościowe wpływają na ich samopoczucie i zdrowie psychicze, jak i tego, że odstawienie mediów społecznościowych może samo w sobie być dołujące. I wciąż nie wiemy, co z tą naszą wiedzą zrobić. To sprawa, która moim zdaniem domaga się najpilniejszej uwagi.
Zdarza mi się – jak i pani z pewnością również – występować na panelach dyskusyjnych czy konferencjach, gdzie lobbyści platform cyfrowych podnoszą następujący kontrargument. „To nie my publikujemy radykalne treści, tylko media. I według badań to dziennikarze się zradykalizowali i coraz bardziej dzielą społeczeństwo. Ty wy, dziennikarze, uczyniliście Trumpa sławnym". No i co z tym fantem zrobić?
Radykalne treści to nie jest problem, który występuje wyłącznie na platformach cyfrowych – pełna zgoda. Telewizja, szczególnie kablówka w USA, radio, prasa, wszystkie media... ten ekosystem też nie jest wolny od radykalnych czy polaryzujących przekazów. Ale powiem to od razu: wizja platform cyfrowych jako neutralnych kanałów, które wyłącznie przekazują cudze materiały, jest fundamentalnie fałszywa. To kłamstwo. Platformy cyfrowe decydują o tym, jakie treści widzisz. One decydują, jakiego rodzaju materiały są nagłaśnianie i powielane. I to oni dostarczają ci tego, co według ich algorytmów, wywoła ci u ciebie pożądaną emocjonalną reakcję. To nie ma nic wspólnego z neutralnością. To absurd, przekonywać ludzi, że wielkie sieci społecznościowe to tylko takie wodociągi albo kable, które dostarczają ludziom na świecie informacje i wszystko to odbywa się równie mechanicznie jakby chodziło o przepompowywanie wody z miejsca na miejsce. Otóż nie…
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.