Był początek lutego 2022 i na polskiej opozycji zaczynał się właśnie istotny zwrot. Donald Tusk – po kilku miesiącach miotania się od jednego pomysłu do drugiego – z pewnym opóźnieniem odkrył w końcu swoje „polityczne złoto”. W drugim tygodniu lutego partia wypuściła reklamówkę, na której były premier i przewodniczący PO stoi na tle całych palet wypchanych pakietami banknotów. Polityk malował przed słuchaczami niezwykle kuszący obraz – cały stadion (ach, ta miłość do piłki nożnej!) wypełniony po brzegi pieniędzmi dla Polaków.
Moi drodzy, to jest banknot 50 euro. Znacie go. Na nasze to będzie mniej więcej, trochę ponad 200 zł. Na jednej takiej palecie jest 18 mln euro. I teraz wyobraźcie sobie 3222 takie palety. One wypełniają cały stadion. Dlaczego o tym mówię? Bo te palety to 58 mld euro. To właśnie takie pieniądze, trudne przecież do wyobrażenia, czekają na Polskę, czekają na Polaków w Europie. Od pół roku te pieniądze powinny płynąć do waszych firm, do waszych budżetów rodzinnych. – przekonywał Tusk.
Chodziło wtedy o środki z KPO, których wypłatę Polsce uniemożliwiają kolejne rundy konfliktu o praworządność i „reformę” sądownictwa między Warszawą i Brukselą. Ale samo KPO było tylko elementem w – jak się za chwile okaże – coraz szerszym pakiecie. Szef PO wkrótce obieca podwyżki w budżetówce, poprze hasło „mieszkanie prawem, nie towarem”, dopłaty do kredytów, pilotaż czterodniowego tygodnia pracy i kilka innych pomysłów, które przyprawią neoliberalnych ortodoksów w sprzyjających Platformie mediach o zgrzytanie zębów i bolesny dysonans poznawczy. Tusk jednak wyprzedzał swoich kibiców – i część koleżanek i kolegów z ugrupowania – o parę długości. Gdy publicyści w dziale gospodarka „Gazety Wyborczej” dalej straszyli, że budowa mieszkań to komunizm, podwyżki dla nauczycieli ściągną na Polskę drugą Grecję i Argentynę, oraz dokonywali cudów akrobatyki, by udowodnić, ze inflacja w całej Europie i inflacja w Polsce mają radykalnie odmienne przyczyny (#rozdawnictwoPiS) – w tym samym czasie Tusk dobrze wiedział, że mówi to, co większość Polaków, w tym i jego wyborców, chce usłyszeć.
Jak to możliwe?
I.
Badania fokusowe pracowni zajmujących się nastrojami politycznymi w Polsce pokazują, że rodacy chcą „partii takiej jak PiS, tylko żeby nie była PiS-em”. Czyli: żeby dawała pieniądze, nie straszyła zaciskaniem pasa, dbała o bezpieczeństwo i pilnowała, aby Polacy dostali to, „co im się należy”. Słowem: by zachować społeczno-gospodarczy status quo ostatnich lat, ale bez konieczności oglądania w telewizji twarzy Glapińskiego, Morawieckiego czy Sasina. Ci bowiem kojarzą się z niekompetencją i stanowią coraz większy powód do zażenowania – i cel kabaretowych żartów. Wyborcy nie rozstrzygają oczywiście sprzeczności między złą oceną tych polityków i pochwałą ich rządów, poparciem dla rozwiązań socjalnych i uogólnioną chęcią obrony dorobku czasów PiS. Opozycja zaś tę sprzeczność widzi i właśnie zaczęła wyciągać z niej wnioski.
To właśnie te wyniki stoją za zmianą nastawienia – i nowych kostiumów – opozycji. I to również te wyniki przynoszą odpowiedź na pytanie, dlaczego Donald Tusk filmuje się na tle gór pieniędzy i wymachuje do ekranu zwitkami banknotów. Teraz to opozycja ma kojarzyć się z dawaniem pieniędzy i dobrobytem gospodarstw domowych – więc trzeba pożegnać skojarzenia ze starą Platformą Tuska, Rostowskiego, Andrzeja Rzońcy, ekonomistów fundacji FOR i hasła „pieniędzy nie ma i nie będzie”.1 Teraz PO i Tusk grają zwykłych ludzi, swojaków i przeciętniaków, którzy – jak każdy normalny Polak – przecierają oczy ze zdziwienia na widok milionowych wynagrodzeń w spółkach skarbu państwa i załamują ręce nad „państwem w ruinie”.
Czy PiS można pokonać na jego własnym boisku? Doradcy polityczni Tuska, ale też Polski2050 Hołowni i Nowej Lewicy, doszli do wniosku, że tak. A przynajmniej, że trzeba spróbować – bo na żadnym innym polu rzeczywistość nie stwarza im dogodnych okazji. A więc wszystkie partie opozycji wrzuciły właśnie populistyczny bieg.
II.
Pierwsze znaki nadchodzącego zwrotu było widać wiosną. Doradcy Tuska – skądinąd niegłupio – stwierdzili, że polemika z rządem w sprawie wojny, zbrojeń, stosunku do Ukrainy czy USA, to droga donikąd. Tusk nie będzie w sprawie zbrojeń Ukrainy albo ściągania do Polski amerykańskich żołnierzy bardziej wiarygodny niż rząd, który na bieżąco realizuje jedno i drugie. Zaś krytyka posunięć PiS-u mogłaby – choćby na tle zdjęć obejmujących się w serdecznym uścisku Zełeńskiego i Dudy – wypalić liderowi opozycji w twarz. Pomysł był inny:
Keep reading with a 7-day free trial
Subscribe to To nie jest blog. to keep reading this post and get 7 days of free access to the full post archives.